Page 78 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 78

pod rękę. Te całkiem małe bawiły się w błocie przed chałupą albo przysypiały na
           progu, ssąc palec czy kawałek skórki od chleba. Lało im się z nosów, twarzyczki
           miały umorusane błotem, jasne włoski zbite w kołtuny, pełne strupów i wszy.
           Pesia Flejtucha, najbliższa sąsiadka, podobnie jak Brońcia Płaczka i Tojba-
           -Krejndla Tukerin, przyrzekła Marimel, gdy ta konała na łożu śmierci, że zajmie
           się jak mama jej dziećmi. I po prawdzie myła im głowy w każdy piątek, ale bez
           mydła, podobnie jak swoim własnym dzieciom. Mydła używała tylko przed Jom
           Kipur albo przed szabasem, jeśli wypadał w jakieś inne święto.
               Ale ta zła sytuacja dzieci Josela miała miejsce jedynie w dni powszednie,
            a przecież te się nie liczą. One są jedynie przedsionkiem świętego szabasu.
              A w szabas dom Josela znów stawał się domem.

                                           4

           Jakiś czas po rozmowie z Fiszelem Rzeźnikiem, dla Josela stały się jasne jed-
           nocześnie dwie sprawy. Po pierwsze, że w żaden sposób nie wytrzyma dłużej
           codziennego sterczenia w sklepie z wapnem i kredą. Po drugie, najwyższy czas,
           żeby zabrać dwie najstarsze córki do sklepiku i wprowadzić je w tajniki handlu.
              Josel Obed pod względem siły mógł się równać nie tylko z Fiszelem Rzeźnikiem
           czy każdym innym żydowskim członkiem brygady strażackiej, do której należeli
           przecież najsilniejsi młodzieńcy z trzech profesji: rybaków, rzeźników i furma-
           nów – ale też z gojami. Straż pożarna spełniała zaś też rolę policji, ponieważ
           przy całym pokojowym współżyciu z gojami, często, szczególnie w dni targowe,
           dochodziło do konfliktów w miasteczku, a nawet do bójek. Wtedy to kompani ze
           straży przychodzili niejednokrotnie do Joselego, aby pomógł zaprowadzić spokój,
           ponieważ takich ludzi, którzy posiadaliby zarówno siłę, jak i rozum, brakowało
           nie tylko w Bocianach, lecz w ogóle na świecie.
              Nawet goje szanowali to. Liczyli się z Joselem. Przede wszystkim lepiej ro-
           zumieli jego jidysz. Nie wdawał się w długie przemowy, tylko ze swoją żelazną
           cierpliwością wysłuchiwał obu stron, nie pozwalając, aby przerywali sobie na-
           wzajem, każdy mógł się wyżalić i wykrzyczeć, aż do zmęczenia. Wówczas Josel
           mówił: „hmm…” i „nu… nu”, skubał sobie brodę, po czym wskazywał winnego.
              W przypadku, gdy kłócono się o jakąś drobną sprawę, według Josela zawsze
           była winna strona żydowska. Żydom w jidysz tłumaczył to tak: „Tak jest lepiej, bo
           gdy Żyd ma rację, to dopiero jest pretekst do bicia”. A do gojów mówił po polsku:
           „Oby dalej… oby dalej… handel szedł!”. Zadowolony goj ściskał dłoń „winnemu”
           Żydowi i nastawał pokój. Stąd wziął się przydomek Joselego, na którego wołano:
           „Obedale”  – zniekształcając słowa „oby dalej”.
                   43


           43   Ze względu na nieporęczność fleksyjności słowa „Obedale” w języku polskim tłumaczki zdecydo-
     78      wały się używać formy skróconej: Obed.
   73   74   75   76   77   78   79   80   81   82   83