Page 76 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 76
Ta kobieta, Hinda, miała ten rodzaj nieprzyjemnego, zawsze przygaszonego,
płaczliwego, lekko przytłumionego, a jednocześnie ciepłego głosu – jakby zawsze
chciała tego, do kogo się zwraca, pocieszająco pogłaskać po głowie. W ogóle
była tego typu osobą, na którą patrzyło się bez przyjemności, oczywiście, nie
żeby Josel jakoś szczególnie chciał się jej przyglądać. Była jak kruszynka, drob-
na, niezauważalna niczym cień, jedynie oczy miała wielkie, jak para dojrzałych
śliwek. Rozświetlały one swego rodzaju aksamitnym blaskiem jej niewielką
twarzyczkę o gładkiej, delikatnej skórze, która też miała w sobie coś z aksamit-
ności ciemnej, śliwkowej skórki. Uśmieszek – dziedzictwo rebego z Warki – czaił
się w kącikach jej wiecznie wilgotnych, jakby nasiąkłych łzami warg. Miało się
wrażenie, że uśmiech ten w każdej chwili może unieść z jej twarzy woal smutku.
Nie arogancko-wyniosły był to uśmiech, ale dziecięco-ciekawski, według Josela
– głupkowaty. A do tego miała wciąż przekrzywioną perukę na głowie, a zimą
kapało jej z nosa.
Na szczęście Hinda całe dnie zostawiała Joselego w spokoju, pomimo że ich
sklepy sąsiadowały ze sobą i obok siebie handlowali oraz czekali na klientów.
Kiedy nie miała kupujących, prosiła kobiety z pobliskich kramów, aby rzuciły okiem
na jej półki, a sama biegła do domu, do swojego chorego syna. Albo też siedziała
i czytała szeptem Cene urene lub modlitewnik dla kobiet. Poza powiedzeniem
40
gut morgn i zapytaniem o dzieci, rzadko zamieniali ze sobą w ciągu dnia parę
słów i taka rozmowa, jaką odbyli o komendancie straży pożarnej Wacławie, była
absolutnym wyjątkiem. Inaczej bywało zimą. Wówczas, od razu kiedy robiło się
zimno, jak ostatnimi dniami na przykład, jeśli córki Joselego były na Pociejowie,
Hinda wołała je, aby ogrzały się przy jej palenisku, albo dawała im trochę gorącej
kaszy gryczanej. Joselowi też przynosiła miseczkę, podawała mu drewnianą łyżkę
i tak długo mówiła i tak uparcie naprzykrzała mu się, aż w końcu odpowiadał jej,
żeby tylko jak najszybciej odczepiła się od niego. Nie mógł jej ścierpieć. W ogóle
nie lubił zwolenników rebego z Warki. Teraz było mu wszystko jedno, czy słyszała
krzyki Fiszelego, czy nie. Nie potrzebował, aby go pocieszała.
Patrzył jednak obecnie w jej kierunku. Nie aby, broń Boże, miał patrzeć na
nią. Nie obchodziła go. Spoglądał na swoją córeczkę Fejgę, która w rozbawieniu
klaskała w dłonie, podczas gdy dziewczynki Hindy trzymały się jej spódnicy.
I z tamtej strony wiał ostry wietrzyk, który uderzał go w twarz i uspokajał pode-
nerwowanie, jakie wywołał w nim Fiszel.
40 Cene urene (jid. z hebr. Wyjdźcie i patrzcie) – tzw. Biblia kobiet, jeden z najważniejszych tekstów
dawnej literatury jidysz. Powstał w XVI w., autorem-kompilatorem był Jakub syn Icchaka Aszkena-
zego z Janowa Lubelskiego. Tytuł zaczerpnięty został z Pieśni nad pieśniami (3;11). Jest to książka
w zamierzeniu adresowana do Żydówek, ale stała się również popularna wśród mężczyzn. Oprócz
oryginalnego tekstu biblijnego zawiera legendy, midrasze, komentarze, parabole, anegdoty, ele-
76 menty tradycji magicznej.