Page 66 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 66

– Co nowego słychać, Josiek? – zapytał komendant straży pożarnej głosem
           ochrypłym z przepicia, wybałuszając przy tym na Josela swoje wodniste oczy,
           jakby chciał go przewiercić nimi na wskroś. Wacław po pijaku był smutny i zde-
           sperowany. – Ech, gdybyś ty bracie wiedział, jak pragnąłbym naprawić naszą
           zerwaną przyjaźń… – położył dłoń na ramieniu Josela, jakby chciał zatrzymać
           to jego kiwanie się w tę i we w tę. Błyszczące oczy wpatrywały się w zaciśnięte
           usta sprzedawcy wapna.
             – Zerwanej przyjaźni nie możemy już pozszywać! – wypalił Josel po chwili
           niewygodnego milczenia. Obrócił się i wszedł do sklepiku, czekając, aż Wacław
           odejdzie od drzwi. Gdy to się stało, Josel szybko wyszedł na zewnątrz i rozgląd-
           nął się. Wacław stał pośrodku rynku, jakby czekał na księdza, który wyłaniał się
           z pobliskiej uliczki. Josel przyskoczył do Hindy i kolejny raz swoim ochrypłym,
           zdenerwowanym głosem zaczął ją przestrzegać, aby w ogóle nie wdawała się
           w rozmowy z gojem i ani słowem nie odpowiadała mu na jego zagadywanie.
             Hinda uniosła znad siduru załzawione oczy i wbiła wzrok w Josela, a na ustach
           pojawił się lekki, nieco głupkowaty uśmieszek.
             – Wierz mi, reb Jośle – westchnęła ciężko – nie mam najmniejszej ochoty
           rozmawiać z nim. Czy sądzicie, reb Jośle, że on ma złe zamiary? – zapytała
           ciepłym głosem.
             – Czy ja wiem, jakie są jego zamiary? – Na moment zapłakana twarz Hindy
           zbiła z tropu Josela. Wiedział, co przeżyła. Jednak po chwili znów się zezłościł.
           – Po co w ogóle wdawać się z nim w rozmowę, hę?
             Gapiła się na niego czarnymi oczami pełnymi łez. Wyglądało to aż nieprzy-
           zwoicie.
             – Co mam począć? – wyciągnęła ku niemu dłoń, jakby żebrała o radę.
           – Człowiek przychodzi zamienić parę słów, jak mogę nie odpowiedzieć?
             – Jak nie odpowiedzieć? – prawie zaczął krzyczeć. – Trzymać gębę na kłódkę!
           Wiesz już jak? – zagotował się, ale w środku czuł się nieszczęśliwy. – Nie widzisz,
           że jest pijany w sztok?
             Pokręciła głową:
             – Jak można tego nie widzieć? Na kilometr czuć od niego. – Głupkowaty
           uśmieszek utrzymywał się w kącikach jej ust, które jednak drżały tak, jakby już,
           już miała wybuchnąć płaczem. Zamiast tego kontynuowała: – Ale dlatego łatwiej
           mu jest przyjść z tym, co ciąży mu na sercu.
             Josel nie miał w zwyczaju wdawać się w dyskusje z sąsiadką, czy w ogóle
           z kobietami i tylko odburknął coś. Ona jednak przysunęła się ze swoją skrzynką,
           na której siedziała, bliżej do niego, wciąż mając na kolanach otwartą książkę
           i mówiła dalej:
             – On cierpi z powodu swojego brata – księdza, który nie chce go znać. –
           Brodą wskazała w kierunku księdza, przechodzącego przez rynek. – Wie reb
           Josel, co pan Wacław powiedział mi? Powiedział: „Wasza wiara jest prawdziwie
     66    chrześcijańską wiarą. U was wszyscy Żydzi są braćmi, a u nas mój rodzony brat
   61   62   63   64   65   66   67   68   69   70   71