Page 42 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 42

Jej siostrzyczka Szejndla też się ożywiła i zaczęła klaskać w dłonie. Hinda
           nakrzyczała na nie:
             – Natychmiast przestańcie! To grzech przeklinać gojów.
             Zwróciła się też do chłopców:
             – Oni też są na wygnaniu. Też tęsknią za Mesjaszem i kiedy On przyjdzie, to
           do wszystkich, bo jeśli nie, to nikt nie zostanie zbawiony, nikt…
             Znowu zwróciła się do córeczek:
             – Rzeczywiście chcecie, aby Mańka Praczka czy Bronka i Marysia umarły?
             Dziewczynki patrzyły na nią, mrugając oczami i kręcąc przecząco głowami.
             Hinda zaczęła opowiadać o gojach i Żydach, w ogóle o ludziach i świecie, a też
           o Bocianach, ich sztetlu. Używała prostych słów, ale martwiła się, czy dobrze
           oddają one jej poglądy na temat życia, postrzeganie świata. Miasteczko Bociany
           na przykład wydawało jej się jakimś nierealnym miejscem, rodzajem maski, pod
           którą skrywała się inna ukryta miejscowość. I gdy tak snuła swoim dzieciom
           opowieść, co jest prawdziwe, a co nieprawdziwe, co jest, a co nie złudzeniem,
           co jest realnym, a co nierealnym światem, mały Jankew podniósł na nią oczy,
           które wyglądały jak dwa spodeczki brązowego miodu.
             – Chcesz powiedzieć, mamusiu, że ja sam też może nie istnieję naprawdę?
           – zapytał.
             – Kto wie? – Hinda uśmiechnęła się tajemniczo. – W dużej mierze prawdo-
           podobne jest, że Rebojne szel Ojlem ma jakieś szczególne plany wobec ciebie,
           o których ty sam nawet nie wiesz. Może przyszedłeś na ten świat, aby wypełnić
           wielką misję, nie jako golem, ale jako człowiek… On ci to objawi, kiedy z wolą
           bożą przystąpisz do bar micwy, albo troszkę później… A twoja dusza stanie się
           doskonalsza.
             – Ale ty, mamusiu! – zawołał Jankew zaniepokojonym głosem. Bliżej mu
           było do płaczu niż do radości z doskonalszej duszy. – Ty musisz być prawdziwa!
           Całkiem prawdziwa!
             – Oczywiście, jestem – uspokoiła go, klepiąc go po kolanach. – Ty też jesteś
           całkiem prawdziwy. Wszystko jest całkiem prawdziwe i jednocześnie nie całkiem
           prawdziwe.
             W żaden sposób nie mogła powiedzieć mu czegoś innego niż to, co czuła.
           Zamiast tego zaczęła mu wyjaśniać budzący trwogę, splendor, wielkość, zapiera-
           jący dech w piersiach sens bycia „nie-prawdziwym”, chociaż wiedziała, że on jest
           jeszcze za młody, aby pojąć to, co chciała mu przekazać. Na koniec uśmiechnęła
           się szeroko do dzieci, uśmiechem, który dawno nie gościł na jej twarzy, i skończyła:
             – Ale jedna rzecz jest całkiem prawdziwa bez nieprawdziwości!
             – Co to jest? – zawołały dzieci chórem.
             A ona odpowiedziała:
             – To, że was kocham.
             Każde po kolei przytuliła. Kiedy tak patrzyły na nią rozpromienionymi oczyma,
     42    poczuła w sobie wdzięczność za to siedzenie z nimi, które pomogło jej odzyskać
   37   38   39   40   41   42   43   44   45   46   47