Page 41 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 41

– Broń Boże! – Hinda uśmiechnęła się, nie wiedząc dlaczego. – Nie ma na
             świecie niegodziwców.
                – Kto zatem jest? – zapytała rozbawiona Gitla.
                – Nieszczęśliwi ludzie są. – Nie wiadomo dlaczego, ale przyszedł Hindzie w tej
             chwili na myśl komendant straży pożarnej, pan Wacław Spokojny. Dzieci wybuchły
             śmiechem, przerywając jej dziwne myśli. Przyłożyła palec do ust, ostrzegając,
             że Josel może się domyślić, iż o nim mowa.
                Gitla nie mogła powstrzymać śmiechu:
                – Tego to wielkiego niedźwiedzia, Joselego Obeda, zaliczasz do tych nieszczę-
             śliwych ludzi? On raczej innych ludzi unieszczęśliwia swoją gburowatością, sama
             o tym wiesz, mamusiu.
                – To jak myślisz, mamusiu, czym Josel Obed zajmowałby się w Erec Isroel?
             – dopytywał zaintrygowany Jankew.
                – Josel Obed? – Hinda zamyśliła się. – Wydaje mi się, że on byłby prorokiem.
                – Prorokiem! – dzieci znów wybuchły wstrzymywanym śmiechem, zatykając
             sobie usta dłońmi i zerkając w stronę Joselego, czy nie zorientował się, że śmieją
             się z niego.
                – Tak, prorokiem – zdecydowanie potwierdziła Hinda. – On nawet wygląda
             jak prorok.
                Dzieci znów zaśmiały się. Gitla poprawiła Hindzie perukę, która ciągle prze-
             kręcała jej się na jedną stronę, a Szolem spojrzał na mamę z kpiną w oczach:
                – Czy słyszałaś kiedyś o proroku, który nie odzywa się ani słowem do nikogo?
                – Tak, niemy prorok! – dorzuciła rozbawiona Gitla.
                – Kto powiedział, że on jest niemy? – Hinda nie dawała się zagłuszyć dzieciom.
             – On jest milczkiem, tak? No i co z tego? Nie zapominajcie, że ma siedmioro
             dzieci, które wychowuje bez matki. Nie martwcie się, w sobie, w swojej głowie,
             to on mówi sporo.
                – Co to znaczy: w sobie, w swojej głowie, mówi? – Gitla wbiła w nią wzrok
             rozbawionych oczu.
                – Mówi w swojej duszy.
                – A skąd to możesz wiedzieć, mamusiu? – zapytał Jankew.
                – Ponieważ ludzka dusza nie milczy nigdy.
                – Nawet w czasie snu?
                – Nawet w czasie snu.
                – Dusza nigdy nie śpi?
                – Oczywiście, że nie. Słyszeliście przecież, że dusza jest tchnieniem bożym,
             a Bóg nigdy nie śpi i nigdy nie przestaje oddychać. – I tu Hinda zwróciła się do
             Szolema: – A tobie to dziwię się, Szolemie, też nie należysz przecież do wielkich
             mówców… powinieneś zatem to rozumieć.
                Rozbawiona Gitla przerwała jej i klasnęła w dłonie. Wskazała brodą na rynek,
             gdzie przechodził gojski kondukt pogrzebowy.
                – Dziś jeden, jutro dziesięć! – zawołała.                          41
   36   37   38   39   40   41   42   43   44   45   46