Page 407 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 407
skrzydła jak wiatrak? I co oznaczało to dziwne słowo „praktyczne”, którego nigdy
nie słyszała nawet z ust felczerowej? Pytała go zatem o to wszystko.
Jankew niby przypadkiem odprowadził ją do domu. Po prostu, kiedy zeszła
z góry i skierowała się na drogę, on nagle wynurzył się na ścieżce wzdłuż rowu.
– Idę do domu, aby zobaczyć, co tam słychać! – zawołał, niby przypadkiem
przechodząc obok niej. Z daleka pokazał jej też monetę dwurublową: – Reb
Fajwel posłał mnie do karczmy, abym kupił trochę wódki!
Powoli zbliżyli się oboje do środka drogi i z pewnej odległości zaczęli rozmawiać
o wszystkim, co tylko przyszło Binele do głowy i czego była ciekawa.
W czasie drogi dziewczyna przyznała się Jankewowi:
– Postanowiłam odejść z domu zaraz po Pesach.
Prawdę mówiąc, decyzję tę podjęła chwilę wcześniej, nim to powiedziała.
Ostatnio trochę mniej myślała o opuszczeniu Bocianów. Miasteczko w ostatnich
dniach stało się faktycznie jeszcze bardziej melancholijne i nudne, ale jej się
wydawało, że właściwie już z niego odeszła, tak inaczej czuła się w tym czasie.
Poza tym wciąż jeszcze pracowała w szpitaliku Szmulika Felczera, gdzie miała
doskonałą okazję przyglądać się „żniwom” pogromu. A mimo to, gdy tak szła obok
chłopca, coś ją zmusiło, aby to powiedzieć – i zobaczyć, jak on na to zareaguje.
– Dokąd pojedziesz? – zapytał swoim zwykłym tonem, który teraz wydawał
jej się obojętny.
– Wiesz przecież, że do Łodzi – odpowiedziała z odrobiną gniewu w głosie.
Nie mogła pojąć, jak ten chłopak, który wie tyle rzeczy, jednocześnie może być
takim głupcem, mieć tak krótką pamięć i tak mało rozumu. Czyż znała inne
miejsce niż Łódź, do którego mogłaby uciec? Sam jej przecież powiedział, że
Ameryka jest za oceanem i że trzeba mieć bilet okrętowy, aby się tam dostać.
Tymczasem ukradkiem badała wyraz jego twarzy.
– W jaki sposób masz zamiar tam pojechać? – zapytał ponownie.
– Żebracy co roku przybywają do Bocianów, prawda? – miała gotową od-
powiedź. – Wyruszają w drogę zaraz po Pesach, prawda? Zapytałam kucharkę
i ona mi powiedziała, że żebraków spotyka się również w Łodzi.
– Którą kucharkę?
– Co to znaczy: którą? Arendarzową. Przecież jestem teraz u niej pomocni-
cą na miejsce mojej siostry. Moja siostra wychodzi za mąż. Gdy arendarzowa
przyszła do domu starców i zobaczyła, jak pracuję, od razu zorientowałam się,
że się spodobałam, więc zapytałam, czy mnie chce, wtedy ona powiedziała, że
tak, na razie tylko do przygotowań na szabas – dopóki chorzy w domu starców
nie wrócą do zdrowia. Zabiorę się do Łodzi razem z żebrakami, to będzie... to
będzie praktyczne – pokazała mu, że nauczyła się tego trudnego słowa, którego
kiedyś użył. – Co będą robić żebracy, to i ja zrobię.
– Będziesz żebrać przy drodze? – wybałuszył na nią oczy.
– Jakie tam znowu „żebrać”?
– A co robią żebracy? 407