Page 402 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 402

opuścił nawet własną żonę i dzieci. Okazuje się, iż mimo wszystko Fiszel nie jest
           już tym, kim był kiedyś.
             Starszy żandarm wysłał posłańca do naczelnika policji w Chwostach z mel-
           dunkiem o tym, co zaszło. Do miasteczka przybyli konno żołnierze w szarych
           szynelach i z karabinami na plecach, po czym aresztowali winnych: rannego
           rabina i pobitego Abelego Głupka. Rabina – ponieważ był odpowiedzialny za
           gminę, Abelego zaś – ponieważ zabił dwóch gojów.
             Rabin powrócił nazajutrz, natomiast Abele Głupek zniknął jak kamień
           w wodę.

                                           4

           Nocą po rzezi w miasteczku Josel i ludzie z samoobrony chodzili po domach,
           aby zobaczyć, co u każdego słychać. W domu starców urządzono mały szpital,
           a Szmulik Felczer zażądał, aby dano mu dziewczęta do pomocy. Josel przysłał
           mu swoje dwie córki – Dworcię i Binele.
             Teraz zaś Josel chodził od domu do domu, aby sprawdzić, kogo trzeba prze-
           transportować do domu starców, zbierał również te zdrowe dziewczyny, które nie
           bały się wyjść na ulicę i nie obawiały patrzeć na krew. Szukał również chętnych
           chłopców do samoobrony. Czuł się winny, że wczoraj, w czasie zamieszek, żadna
           z grup samoobrony nie wypełniła swoich zobowiązań, nie doglądała tego, co było
           jej wyznaczone. A przecież atak nie nadszedł nieoczekiwanie. Przyrzekł sobie,
           że więcej się to nie powtórzy.
             Tak, ciężar odpowiedzialności, która na nim spoczywała wbrew jego woli,
           stał się ogromny. Na przykład tej nocy miasteczko było bez rabina. Dajan był
           przerażonym, złamanym starcem. Szames reb Lejbele Pożeracz Japcoka był
           martwy. Fiszel Rzeźnik okazał się tchórzem. A bogaci Żydzi zniknęli z miasteczka
           jeszcze przed wszystkim, otrzymawszy zapewne wcześniej sygnał o planowanym
           napadzie na buntowników i rewolucjonistów.
             Tej nocy Josel wspiął się po krzywych schodach, które prowadziły do miesz-
           kania Hindy Żony Sojfera. Zastał drzwi zamknięte, nikt mu nie otworzył. Kiedy
           znalazł się na podwórku, podeszła do niego Mańka Praczka.
             – Proszę, wybaczcie nam – rzuciła urywanym głosem. – My nie wszyscy je-
           steśmy tacy... Przysięgam ci… – Kiedy nie odezwał się do niej, pobiegła za nim
           i chwyciła za rękaw. – Mój kuzyn Wacław uratował życie Hindy Wdowy, czy wiesz
           chociaż o tym? Wziął ją, jej dziewczynki oraz syna z ciężarną żoną i dziećmi...
           na wóz strażacki ich wziął, na oczach wszystkich gapiów, i zawiózł do młynarza.
           Zapamiętaj to sobie, Josiek! – chwyciła jego kapotę, gdy chciał iść dalej. – Josiek!
           – spazmowała. – Musicie nam wybaczyć. My też przechodzimy przez męki, prze-
           cież wiesz! A męki... nie łączą ludzi, lecz dzielą, przyprawiają o utratę zmysłów!
             Josel udawał, że nie słucha tego, co ona wygaduje. Ale tak naprawdę jej słowa
    402    głęboko zapadły mu w serce.
   397   398   399   400   401   402   403   404   405   406   407