Page 398 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 398

jest człowiekiem z krwi i kości. Czy chłopi nie wiedzą, jakie męczarnie przeżywa
           ktoś, kto musi żyć bez kobiety? A przecież pan Jezus powiedział, że tylko ten,
           kto jest bez grzechu, może pierwszy rzucić kamieniem w człowieka grzesznego.
           Zaczęli więc słać do księdza posłańców z gorącą prośbą, aby nie odchodził
           z Bocianów. Potem, aby udowodnić, jak go bardzo kochają, całe wioski, dorośli
           i dzieci, zaczęły szturmować do okien księdza, lamentując i prosząc go, aby się
           nad nimi ulitował i nie opuszczał swoich owiec.
             Ostatecznie ksiądz zdecydował się pozostać ze swoimi parafianami. Starsze
           pokolenie nieżydowskich mieszkańców miasteczka stało się jeszcze bardziej
           pobożne. Ludzie byli wdzięczni księdzu, więc nie opuszczali ani jednej mszy. Ko-
           ściół był za każdym razem pełen. A kiedy blady, smutny ksiądz pokazywał się na
           kazalnicy, aby wygłosić kazanie – często się im wydawało, że oto mają przed sobą
           wcielenie samego Jezusa, którego też oczerniano i obrażano, a mimo to wziął na
           siebie grzechy całej ludzkości. Wychodzili więc z kościoła z oczyma pełnymi łez.

                                           3

           Rozeszła się wśród chłopów wieść, że to Żydzi sprowokowali ich gniew na księ-
           dza, że to oni wywołali niesnaski pomiędzy księdzem a parafianami, że to oni
           rozsiewali pogłoski, jakoby Abele Głupek był jego bękartem. Przypomniano sobie
           historię, która jakiś czas temu przytrafiła się córce szojcheta – Perli. I chociaż
           nikt nie mógł sobie dokładnie przypomnieć szczegółów tej opowieści, nie było
           wątpliwości, że to Żydzi wywołali niechęć do księdza, pragnąc się go pozbyć.
             Pozornie życie w miasteczku toczyło się, jakby nic się nie stało. Abele Głupek,
           gnany głodem, ponownie stał się częścią miasteczkowej codzienności i znowu
           zajmował kramik Joselego na Pociejowie, gdzie handel toczył się jak zwykle. A jed-
           nak wśród Żydów wzrastało napięcie. Obchodzono żałobę, nocami odmawiano
           psalmy, a za dnia bacznie zaglądano w gojskie twarze, wsłuchując się w każde
           słowo, które goj powiedział do Żyda.
             Tymczasem starszy żandarm też nie siedział bezczynnie. Ostatnie wy-
           darzenia w Bocianach i napięcie, które wciąż się utrzymywało, przekonały
           go, że coś się w miasteczku święci, więc uznał za swój obowiązek dokład-
           nie wybadać, o co chodzi. Niebawem jego szpicle donieśli mu o grupie ludzi
           wśród Żydów i gojów, która spotyka się na strychach i po stodołach – snu-
           jąc plany obalenia cara Mikołaja. Starszemu żandarmowi aż włosy stanęły
           dęba, gdy uświadomił sobie, co tu się od dłuższego czasu nocami wyprawia
           pod jego nosem – szybko więc wyruszył do Chwostów i zdał dokładny raport
           naczelnikowi policji wraz ze wszystkimi nazwiskami i adresami, które zostały
           mu przedstawione. Nazajutrz, w dzień targowy, pojawiły się w Bocianach dwa
           oddziały konnych żołnierzy w szarych szynelach, z karabinami na plecach.
           Aresztowano przywódców stowarzyszenia Achdes i kilku młodych chłopów, pol-
    398    skich patriotów. Goje i Żydzi tłoczyli się wokół domu naczelnika powiatowego,
   393   394   395   396   397   398   399   400   401   402   403