Page 400 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 400

Ryknął więc do Hindy Żony Sojfera:
             – Uciekajcie, sąsiadko!
             I pobiegł do kramiku, gdzie leżał Abele, chwycił chłopaka za kołnierz, wycią-
           gnął na ulicę i wrzasnął:
              – Widzisz, co tu się dzieje? – Po czym wręczył mu sztabę do ryglowania
           drzwi. – Weź, biegnij do domu i nikogo tam nie wpuszczaj. Nikogo!
             Po czym sam zaczął wymachiwać siekierą na prawo i lewo. Przedostał się
           do jatki Fiszelego, chcąc razem z nim i jego chłopakami utworzyć grupę samo-
           obronny. Ale jatka była zamknięta i zaryglowana sztabami.
             Plac targowy wstrząsany był krzykiem i lamentami. Kamienie zostały spla-
           mione krwią. Dookoła poniewierały się kawałki drewna, fragmenty wywróconych
           pojazdów, rozdeptane naczynia, owoce i warzywa, a rozlane tu i ówdzie mleko
           rozjaśniało swą bielą plamy krwi. Nigdzie nie było widać ani jednego Żyda poza
           ciałami, które leżały między przewróconymi wozami. Chłopi z obłędem w oczach
           chodzili uliczkami w tę i z powrotem, zastanawiając się, którą chałupę napaść.
             Josel przebiegał z jednego ciemnego kąta w drugi, uważając, aby go nie
           dostrzeżono. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie ma sensu podejmować
           jakiegokolwiek wysiłku. Wszedł na podwórko Pociejowa, przebiegł przez nie, po
           czym wyszedłszy na tyłach, rzucił się biegiem w kierunku swojej uliczki.
             Wylewał się z niej tłum pędzących chłopów. „Nadchodzi! Nadchodzi!” –
           wrzeszczeli.
             Josel ukrył się za podwójnymi drzwiami sklepiku. Zobaczył, że za tłumem,
           śmiejąc się jak szalony, podąża Abele Głupek. Wysoki, wymachując siekierą nad
           głową, biegł za tłumem uciekających chłopów.
             Abele zrobił dokładnie to, co kazał mu Josel – ze wszystkich sił bronił jego
           chałupy, nikomu nie pozwalając przekroczyć progu. W środku ukryte były jego
           córki, zięciowie i wnuki. Kiedy napastnicy, podnieceni uporczywym oporem Abele-
           go, podwoili wysiłki, aby się wedrzeć do chałupy i wyrwali żelazny pręt z jego rąk,
           chłopak nagle przypomniał sobie, ile miał radości, przyglądając się, jak rzeźnik
           wykonuje swoją pracę. Wówczas wyrwał siekierę z garści jakiegoś chłopa i po
           chwili, śmiejąc się wesoło, rozłupał głowy dwóch młodych napastników. Kiedy
           padli u jego nóg, pisnął zwycięsko i ponownie zamierzył się siekierą, prostując
           swoje wysokie ciało. Chłopi, sparaliżowani strachem, zdumieli się na widok
           olbrzyma o dziecięco roześmianej twarzy, ogromnej sile i diabelskiej odwadze.
              – Diabeł! Belzebub! – ktoś zawołał i w tym momencie wszyscy zawrócili
           i zaczęli uciekać.
              Abele skoczył za nimi i powalił swoją siekierą kilku następnych. Uliczka była
           w jego władaniu. Tłum wyległ na rynek. Josel, skryty za drzwiami sklepiku, do-
           strzegł Abelego, który nadchodził tanecznym krokiem, śmiejąc się wesoło. Biegł
           za chłopami, którzy właśnie przecinali rynek.
             Nagle ze wszystkich stron spadł na Abelego grad kamieni brukowych. Po
    400    chwili wielki kamień trafił go w głowę. Chłopak zatoczył się kilka razy, zanim
   395   396   397   398   399   400   401   402   403   404   405