Page 393 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 393

– Potrzymaj go tutaj aż do rana. Jak mojemu staremu się poprawi, przyjdzie
             tu i weźmie się za niego, a wtedy prawda wyjdzie na jaw.
                Kiedy rano rozanielony Abele otworzył oczy, rozkoszując się miękkim posła-
             niem, na jakim jeszcze nigdy w życiu nie leżał, ujrzał nad sobą wiele chłopskich
             głów, które coś do niego mówiły i krzyczały. A potem chłopi i chłopki zaczęli go
             okładać po wielkim zarośniętym ciele coraz mocniejszymi ciosami, aż chłopcu
             pootwierały się rany. Wreszcie dotarło do świadomości omdlałego Abusia, że
             chcieli od niego tylko jednego – aby powiedział: „Tak!”. Krzycząc z bólu, wyrzucał
             z siebie: „Tak! Tak!” – aż ochrypł.
                W ten sposób prawda wyszła na jaw, a Abele ocalił życie, zdobywając przy
             okazji nauczkę, że nie ma takiej przyjemności, za którą w ten czy w inny sposób
             nie trzeba zapłacić. Zrozumiał też, że jeśli wróci do sklepu Joselego na Pociejowie,
             Magda czy jakakolwiek inna chłopka, albo też chłop, łatwo go znajdą, kiedy tylko
             znowu będą chcieli go pobić. Dlatego postanowił ukryć się w brzezinie.
                Dwa dni po dożynkach przybył do Bocianów posłaniec od kobiet, które wraz
             z dziećmi opuściły miasteczko i udały się do Chwostów. Przekazał rabinowi,
             że chociaż kobiety dobrze zostały przyjęte przez miejscowych Żydów, którzy
             wszystkim zapewnili dach nad głową, koniecznie chciałyby wrócić do Bocianów.
             Cokolwiek miało się wydarzyć, wolały być ze swoimi mężami i starszymi dziećmi,
             które zostawiły w domach.
                Tymczasem miasteczko i Żydzi musieli zatroszczyć się o zarobek. Kramiki
             na Pociejowie powinny zostać jak najszybciej otwarte, bo niezależnie od nie-
             bezpieczeństwa człowiek przecież musi coś jeść. Również chłopom było trudno
             funkcjonować bez dostępu do sklepików, wypytywali więc naczelnika, kiedy się
             skończy epidemia wśród Żydów.
                Poszedł zatem naczelnik do Szmulika Felczera, aby zadać to samo pytanie,
             ale Szmulik nie spieszył się z odpowiedzią. Stwierdził, że chłopi powinni poczuć,
             jak bardzo brakuje im miejscowych Żydów. A kiedy rabin przysłał posłańca, aby
             zasięgnąć rady, Szmulik polecił przeczekać dzień targowy. I tak też uczyniono.
             Jarmark faktycznie zamienił się dla chłopów w dzień żałoby, ponieważ, niezależnie
             od epidemii, spędzili na wymarłym targowisku wiele godzin, a nie ujrzawszy ani
             jednego Żyda czy Żydówki, którzy chcieliby kupić od nich warzywa lub nabiał,
             wrócili do wiosek z tym, z czym rano wyjechali.
                Wówczas Szmulik Felczer dał znak rabinowi, że można już wracać. Po
             wioskach rozeszła się pogłoska, że rebe z Chwostów dokonał prawdziwego
             cudu i wyleczył żydowskie dzieci z żydowskiej choroby. Żydzi wyszli na ulice,
             udając wielką radość. Dopilnowano też, aby nowina dotarła do naczelnika
             i do księdza, a także wysłano wozy po kobiety i dzieci, które były w gościnie
             u chwosteckich Żydów.
                Tego samego dnia, kiedy wróciły kobiety i dzieci, z wielką pompą otworzono
             kramiki na Pociejowie i chłopi wyruszyli na rynek z pełnymi wozami. Kupowano,
             sprzedawano, jedni i drudzy cieszyli się, patrząc na siebie z wielką podejrzliwością.  393
   388   389   390   391   392   393   394   395   396   397   398