Page 389 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 389

Ten z zakrwawionym nosem, w rozpiętym, ubrudzonym błotem mundurze ruszył
             do przodu na chwiejnych nogach i zatrzymał się przy pompie. Wyciągnął ręce
             w kierunku tłumu.
                – Bracia! Rodacy! – zdzierał gardło, a żyły na jego karku napuchły. – Możecie
             zrobić ze mną, co chcecie! Ale pamiętajcie, wystarczy tylko iskra, a zostaniemy
             zmieceni z powierzchni ziemi wraz z Żydami! – Zwrócił się w stronę księdza, który
             oddalał się od tłumu. – Hej, wielebny ojcze! – wołał w ślad za nim. – Dlaczego
             umywasz ręce? Dlaczego nie powiesz swoim owieczkom, co czynić ? Twoje owce
             tak cię kochają, są ci wierne, wróć i powiedz im, wróć!
                – Niech sobie idzie! Nie potrzebujemy go! – zawołał młody chłop.
                – Nie potrzebujemy was obu! Nie chcemy was! – rozległy się głosy.
                – Chodźcie ze mną, bracia! – grzmiał Wacław zachrypniętym, ale trzeźwo
             brzmiącym głosem. – Rozejdźmy się do domów i świętujmy. Szkoda pieczonego
             schabu, szkoda dobrego jedzenia!
                – Ty nam nie mów, co mamy robić. Nie chcemy, żebyś był naszym przywódcą!
             – ktoś z tłumu krzyknął do niego.
                – Chcemy, chcemy go! – sprzeciwiła się jakaś chłopka.
                – Ja jestem waszym przywódcą! – zawołał zdezorientowany naczelnik, który
             przez cały czas stał w otoczeniu strażaków wymachujących szablami.
                Tłum zwrócił się ku niemu:
                – Zdrajca! Zdrajca! Sługus Moskali! – grupa młodych ludzi ruszyła w jego
             kierunku z zaciśniętymi pięściami.
                – Zostawcie go w spokoju! – zdenerwował się Wacław. – Zostawcie go! – Z jego
             nosa wciąż jeszcze ciekła krew, ale to mu chyba nie przeszkadzało. – Kozacy
             pomszczą każdy włos, który spadnie z jego głowy!
                – Spójrzcie tylko, jak on się o nas troszczy! – rozległ się ironiczny śmiech.
                – Lepiej raz na zawsze zamknij mordę i nie rób u nas żadnych porządków!
                – Dobrze gada! – zabrzmiał jeszcze jeden głos.
                Inni podchwycili, powtarzając:
                – No właśnie, zachowuje się tak, jakby do niego należały całe Bociany wraz
             z naszymi żonami! – Po rynku przetoczył się zażenowany śmiech.
                – To kłamstwo! – oburzyło się wiele kobiet. – On jest dobrym komendantem
             straży pożarnej! To brat naszego księdza Stanisława!
                – A niech obaj smażą się w piekle! – czyjś młody głos zapiał jak kogut. Kobiety
             chwyciły się za głowy, ale młodzież wybuchła szyderczym śmiechem.
                – Jezus Maria! – krzyknęły kobiety i zaczęły się energicznie żegnać znakiem
             krzyża. – Gadacie jak opętani! Diabeł przez was przemawia! – patrzyły z prze-
             rażeniem na grupę młodych ludzi.
                – To wy jesteście opętane! Wy jesteście w rękach diabła! – młody Polak
             stracił cierpliwość. – Udajecie, że nie wiecie, że ksiądz Stanisław swoje nieślubne
             dziecko oddał Żydom na wychowanie. Abuś Wariat sam się przecież przyznał!
                Pomruk przeszedł przez tłum. Do dzisiaj nikt głośno o tym nie mówił    389
   384   385   386   387   388   389   390   391   392   393   394