Page 390 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 390
w miejscu publicznym. Stare chłopki rzuciły się na chłopaka, a starzy chłopi
próbowali je powstrzymać. Wybucha walka pomiędzy młodymi a starymi. Oj-
cowie stanęli przeciw synom. Już od dawna szukano okazji, aby się ze sobą
porachować.
I tak mijał dzień, aż gniew i wódka wzmogły głód i pojedyncze rodziny zaczęły
opuszczać tłum, spiesząc do domu na pieczony schab, który czekał w chałupach.
Napięcie, w jakim trwali Żydzi w domach i w synagodze, zelżało na kilka go-
dzin. Liczono na to, że z pełnymi brzuchami, po tańcach i bijatyce, a zwłaszcza
po obfitym pijaństwie chłopi tak szybko nie wezmą się do roboty.
Rynek opustoszał, opuszczono również synagogę, biegnąc szybko do domu,
aby przekąsić co nieco, posilić się i zobaczyć, co porabiają ci, którzy się tam
skryli. Komu nie udało się wcześniej, ten teraz sprawdzał mezuzę. Rabin zwołał
zebranie przywódców gminy. Szmulik Felczer zebrał chłopców z jesziwy w swojej
jadalni, a członkowie stowarzyszenia Achdes zgromadzili się na strychach.
Wówczas pojawiła się na rynku bryczka arendarza, który wraz z całą swoją
rodziną udawał się wąską aleją topolową w kierunku dworu dziedzica.
Już po kilku godzinach z chłopskich chałup słychać było radosny śpiew, grę
harmoszki i okrzyki dzieci. Wówczas Wacław Spokojny odnalazł na Pociejowie
Joselego Obeda. Josel podbiegł do niego:
– Widziałeś gdzieś Abelego?
Wacław w rozpiętej koszuli, bardzo przygnębiony, patrzył na Joselego oczami
nabiegłymi krwią. Jego twarz była pełna sińców i opuchlizny.
– Musisz... musisz mi ocalić życie, Jośku... – wyjąkał. – Opluli mnie... Wyśmiali.
Moi bracia... Moja rodzina... Moja ojczyzna... – Mówił o opluwaniu, sam przy tym
plując krwią. Josel zauważył, że z przodu brakowało mu dwóch zębów.
Josel nie miał do niego cierpliwości. Na głowie były teraz ważniejsze rzeczy
niż troszczenie się o Wacława.
– Widziałeś gdzieś Abelego? – powtórzył swoje pytanie.
Wacław chwycił Joselego za klapy:
– Możesz mnie uratować! Chcę zostać Żydem, słyszysz, Josiek? Żydem chcę
zostać… jednym z was... Albo skończę ze sobą!
Josel wybałuszył na niego oczy. Wacław nie wydawał się pijany. A jeśli nie
był, to jeszcze gorzej. Wyglądał, jakby oszalał. W tym momencie Josel musiał się
uśmiechnąć. Ludzie potrafili zaskakiwać jeden drugiego w najdziwniejszy sposób.
– Owszem – odpowiedział z udawaną troską. – Ale w tym celu będziesz
musiał się obrzezać, a w twoim wieku to nieprzyjemna operacja, która prędzej
zamieni cię w trupa niż w Żyda.
– Nie strasz mnie śmiercią, Josiek. Potrafię przyjąć śmierć tak jak wy. I tak
mam żydowską duszę.
– Naprawdę? – zapytał Josel z goryczą. – Udowodnij mi. Powiedz mi, czy
naprawdę jesteśmy w niebezpieczeństwie.
390 Wacław smutno pokiwał głową.