Page 388 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 388
Ale inni chłopi podeszli do Wacka, krzycząc i wznosząc ręce z zaciśniętymi
pięściami:
– Złaź ze stołu! Nie psuj nam święta, Wacku!
Obok Wacka na stole pojawił się młody, pijany chłop. Wzniósł butelkę mono-
polki i zawołał w kierunku tłumu:
– Precz z Moskalami i Żydami! – Nagle szturchnął Wacława i zaczął podpusz-
czać: – Bracia rodacy, ten człowiek pije bruderszaft z Żydami i w ten sposób wy-
sługuje się Moskalom! Jak pragnę Boga! To zdrajca, na nasze nieszczęście!
Trzeci chłop, starszy, wlazł na stół i zepchnął z niego Wacława oraz chłopaka,
którzy już chwycili się za bary.
Na rynku powstało wielkie zamieszanie. Chłopów szlag trafił. Ogólny taniec
zamienił się w zapusty zaciśniętych pięści wznoszonych przeciw sobie nawzajem.
Kapele grały jeszcze głośniej. Grupy chłopów splotły się w walce na pięści i noże.
Mężczyźni zrzucili z siebie świąteczne serdaki. Kobiety próbowały odciągnąć
bijących się, ale tylko wpadały w wir splątanych ciał. Strażnicy wymachiwali
szablami, pokrzykując: „Rozejść się!”, ale nikt ich nie słuchał. Kapela straży
ogniowej przerwała granie i pospieszyła na ratunek komendantowi Wacławowi,
którego napadnięto ze wszystkich stron.
Kolejny chłop pojawił się na stole i zaczął podżegać tłum, pokazując na Wacława:
– Zabijcie go! Tego zdrajcę! Tego krwiopijcę!
Mężczyzna, który wcześniej wlazł na stół, zepchnął i jego z taką wściekłością,
że ten wywinął koziołka w powietrzu, zanim wylądował na ziemi.
– Bracia! – wrzeszczał ochrypłym głosem. – Czemu mordujecie jeden drugie-
go? – Pokazał żydowskie domy: – Oni! Oni są naszymi prawdziwymi wrogami!
– Prawda! Prawda! – zaczęto krzyczeć ze wszystkich stron. – Wszystkie nasze
nieszczęścia pochodzą od nich! Zaraza!
– Zaraza! Zaraza! – odpowiedział chór głosów i gromada pijanych, na wpół
zamroczonych chłopów ruszyła w kierunku synagogi i żydowskich domów. Chłopki
z dziećmi trzymanymi za ręce zabiegły im drogę i walcząc jak lwice, nie pozwalały
postąpić ani kroku naprzód.
– Po naszym trupie! – wrzeszczały. Chwyciły się za ręce, tworząc rodzaj
żywego muru od jednego krańca rynku po drugi. – Nie ruszycie się stąd! – krzy-
czały, upadłszy na kolana. Chwytały mężczyzn za nogi, przyciskając ich do siebie
i prosząc: – Zlitujcie się nad waszymi dziećmi! Rozniesiecie zarazę!
Za kobietami pojawili się ksiądz i naczelnik ze strażnikami, którzy wciąż
wymachiwali swoimi szablami.
– Podpalić domy! Wypalić zarazę do cna! – odpowiedział tłum mężczyzn
i wyszczerzył zęby.
Ksiądz podniósł ręce, chciał coś powiedzieć, ale nikt go nie słuchał. Gospodyni
próbowała go odciągnąć. Potarł jedną dłonią o drugą, jakby chciał je umyć, po
czym chwiejnym krokiem podreptał w kierunku kościoła.
388 Członkowie brygady ogniowej i żona próbowali postawić Wacława na nogi.