Page 387 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 387

brygady ogniowej z Fiszelem na czele i straż, którą Josel Obed zorganizował na
             polecenie rabina, podzielili się na dwie części. Jedna połowa strzegła synagogi,
             a druga trzymała wachtę w sklepikach na Pociejowie.
                Kościelne dzwony biły nieustannie. W kościele płonęły setki świec, a przez
             otwarte drzwi dobiegał śpiew modlących się. Gdzieś na środku rynku spotykał
             się z płaczliwą melodią psalmów, którą słychać było z synagogi.
                Chłopi wyszli z kościoła barwną falą, która na rynku rozlała się we wszyst-
             kich kierunkach. Z rzadka słychać było zaczepne okrzyki. Otumanieni, niepewni
             i podnieceni chłopi tym razem nie poszli spacerować miasteczkowymi uliczkami
             i unikali ogrodów miejskich. Wszystkie chłopki ocierały oczy i żegnały się znakiem
             krzyża. Jednak nie rozchodzono się do domów. Na placu kościelnym i przed
             wejściem do kościoła były rozstawione stoły ze smakołykami i tłum w końcu
             skierował się ku nim.
                Jakby mimowolnie nieopodal stołów ustawiły się kapele z okolicznych wiosek
             z harmoniami i skrzypcami, fletami i bębnami. Rozległy się odgłosy strojenia
             instrumentów. Potem zza kamienicy naczelnika nadeszła orkiestra brygady
             ogniowej: sześciu muzykantów ubranych w granatowe mundury z posrebrzanymi
             guzikami i złotymi naramiennikami, w lśniących blaszanych hełmach na głowach.
             Niespodzianie zaczęli dąć w trąby, a wystraszony tłum aż podskoczył. Ustawili
             się na szerokim chodniku przed kościołem.
                Z chłopskich kieszeni wydobyto butelki monopolki. Młody Polak, który
             chyba sporo się już napił, puścił się w dziki tan na środku rynku – po czym
             wyłożył się na kamieniach. To rozgrzało zgromadzony tłum. Młodzi i starzy
             wybuchli gromkim śmiechem. Wkrótce tu i ówdzie pojawiły się pary i zaraz
             na całym rynku jak karuzele zawirowały spódnice i sprężyście przytupują-
             ce buty. Ludzie ruszyli w iście bocianiecki taniec ludowy, który pod wzglę-
             dem szybkości i ognia nie miał sobie równych pośród innych polskich tańców.
             Tłum ożył, ale nie poweselał. Tańczono z jakimś gniewem, zawziętością, a śmiech,
             który słychać było coraz częściej, brzmiał ostro, twardo. Ruchomy wieniec ciał
             gęstniał z każdą chwilą. Wszystkie kapele grały melodie bocianieckie – ogniście,
             głośno, szybko.
                Tak było do południa, aż orkiestra straży pożarnej odegrała Boże, Caria
             chrani! . W tej chwili Wacek Spokojny, komendant straży, ubrany w swój galowy
                   4
             mundur, wskoczył na jeden ze stołów z flaszką monopolki w ręku i zawołał:
                – Za ojczyznę!
                Tu i tam odpowiedziały mu z tłumu głosy:
                – Niech żyje!



             4    (ros.) Boże, zachowaj Cara! – Hymn imperium rosyjskiego wybrany w drodze konkursu w 1833 r.,
                zniesiony po obaleniu caratu w 1917 r. Słowa napisał Wasilij Żukowski, muzykę skomponował
                Aleksiej Lwow.                                                    387
   382   383   384   385   386   387   388   389   390   391   392