Page 385 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 385

Ksiądz szanował Szmulika Felczera. Leczył się u niego z gruźlicy, na któ-
             rą cierpiał od wielu lat. A jednak cała ta sprawa wydała mu się podejrzana,
             więc ruszył w kierunku jakiejś zapłakanej matki – wszystkie kobiety mocno
             płakały, nie musiały wcale udawać – chcąc popatrzeć na dziecko, które trzy-
             mała zawinięte w chuście, ale Szmulik Felczer zastąpił mu drogę i złapał
             za rękę.
                – Niech Bóg broni! – wykrzyknął. – Wy… księże? Chory człowiek! – Po czym
             inteligentnie wyjaśnił: – Choroba nie jest zaraźliwa dla waszej… rasy, jeśli będziecie
             się trzymać z daleka. Dobrze byłoby przekazać tę informację waszym parafianom.
                Ksiądz spoważniał i mocno zadrżał.
                – Rano podczas procesji miasto będzie pełne dzieci. Trzeba przekazać wier-
             nym… aby trzymali się z daleka.
                Gospodyni chwyciła księdza za ramię:
                – Nie czekajmy, księże, już musimy rozesłać wieści, aby matki trzymały dzie-
             ciaki przy sobie, aby żadne z nich nie podchodziło blisko do Żydków. – Zaczęła
             płakać, a ksiądz uczynił znak krzyża nad nią i nad żoną naczelnika.
                Naczelnik otarł czoło i zawołał do Żydów mocnym głosem:
                – Czynię was odpowiedzialnymi za tę sprawę. Wywieźcie wszystkie wasze
             kobiety i dzieci, ale już! Aby mi się tu nie wydarzyło żadne nieszczęście!
                – Jak mamy posłać wszystkich, jaśnie wielmożny panie naczelniku, kiedy nie
             posiadamy dość wozów – argumentował Szmulik Felczer.
                – Dostaniecie wszystkie wozy, które stoją do mojej dyspozycji, a kiedy zajdzie
             taka potrzeba, zarekwirujemy wozy po wsiach, ponieważ jest to sytuacja wyjąt-
             kowa, jak w czasie wojny. Wszystkie Żydki niechaj siedzą zamknięte w domach…
             aż… aż wszyscy chorzy umrą i się ich pochowa. – I naczelnik zwrócił się do
             Szmulika Felczera: – Pan, panie Felczerze, będzie odpowiedzialny za wskazanie
             momentu, kiedy Żydzi będą mogli wyjść z domów i otworzyć kramy. Ponieważ od
             jutra wszystkie kramy pozostaną zamknięte do odwołania!
                Naczelnik przysunął się do księdza i gospodyni. O czymś długo i w podnieceniu
             szeptali między sobą. Tymczasem niektóre matki żydowskie pożałowały zgody na
             tę podróż do Chwostów, w obce miejsce, kto wie na jak długo. Ale rabin wszystko
             trzymał mocno w garści. Nie było odwrotu. Grę należało doprowadzić do końca.
             A niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło, ponieważ ani ksiądz, ani naczelnik nie
             mieli pojęcia, co się dzieje wśród chłopstwa.
                Tymczasem naczelnik wydał polecenie, aby sprowadzić wszystkie wozy
             i wszystkie konie, którymi dysponował, a strażnicy udali się do nieżydowskich
             domów, aby zarekwirować więcej pojazdów i zapowiedzieć chłopom, że dziś rano,
             podczas uroczystości, a także później, aż do odwołania, nie wolno zbliżać się do
             żadnego Żyda bez wyjątku.
                Rabin posłał jeszcze gońca do rebego w Chwostach, choć jednego posłał zaraz,
             gdy tylko plan narodził się jego głowie – i tym sposobem w środku nocy we wszyst-
             kich nie-żydowskich i żydowskich oknach w miasteczku Bociany i w okolicy   385
   380   381   382   383   384   385   386   387   388   389   390