Page 368 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 368

dnia odbijało się w jej rozgrzanej pracą twarzy. Jej ciemne, zacienione oczy
           spojrzały na Binele przenikliwie, aż do kości. Dziewczynie aż odebrało dech. „Oj,
           mamo…” – coś chlipnęło w jej sercu. „Może byłaś taka piękna… A ja cię nigdy
           nie widziałam…” Aby się nie rozpłakać, natychmiast oderwała wzrok od Cyreli
           i podbiegła do pompy, którą dostrzegła na środku podwórza.
             – Czego tu szukasz przy pompie? – zapytała z daleka Cyrela rzeczowo, po
           polsku. Może pomyślała, że Binele to jakaś obca dziewczyna.
             Binele nie miała odwagi odpowiedzieć. Zamiast tego szybko pokręciła korbą
           i zaczerpnęła w dłonie wody. Woda była błękitna, przeniknięta światłem zacho-
           du. Zadarła głowę i ujrzała parę bladych, ledwo widocznych gwiazd na niebie.
           Teraz blady księżyc kołysał się na skrzydłach wiatraka, jak piłka, którą jedno
           skrzydło podaje drugiemu. Binele otrząsnęła dłonie i przetarła nimi twarz i włosy
           nad czołem.
             Młynarzowa podeszła na skraj werandy, pochyliła głowę i zawołała Binele.
           Dziewczyna zbliżyła się niepewnie, unikając patrzenia jej w oczy. Tutaj nagle aż
           zakręciło się jej w głowie od otumaniającego zapachu jagodzianek, które lekko
           parowały na stołku na werandzie.
             – Czego tu szukasz? – młynarzowa spytała ponownie po polsku.
             Binele przełknęła ślinę, która napłynęła jej do ust – zarówno z powodu bli-
           skości młynarzowej, jak i świeżych wypieków. Jagodzianki i młynarka pachniały
           tak samo i Binele jednakowo chciała połknąć zarówno ją, jak i je.
             Wymamrotała w jidysz:
             – Chciałam się napić odrobinę…
             Cyrela obrzuciła ją ostrym spojrzeniem:
             – Idziesz z miasteczka? Teraz? Czyjaś ty?
             Binele odpowiedziała na zadane pytania i jakby chciała udobruchać Cyrelę,
           dodała:
             – Mówią na mnie marzepa.
             Usłyszawszy imię Joselego Obeda, młynarzowa, nie zmieniając ostrego,
           rzeczowego tonu, powiedziała:
             – Biada mi! Sama przechodziłaś obok karczmy akurat teraz, kiedy pijacy
           wałęsają się na zewnątrz jak złe duchy? Cmentarz też mijałaś? Nieżydowscy
           zmarli mogli ci przecież Bóg wie co zrobić. Głupia jesteś czy co?
             Binele już była gotowa powiedzieć jej, że szła przez bagna, brzezinę, obok
           kuźni, ale zaraz zorientowała się, że takie przechwałki nie uspokoją Cyreli. Więc
           jedynie wydusiła:
             – Nie boję się. – Przywarła spojrzeniem do błyszczącej skórki jagodzianek.
           Musiała siłą oderwać wzrok i przenieść go na spódnicę Długiej Cyreli. – Nie
           jestem dzieckiem – dodała.
             – Właśnie dlatego powinnaś się bać. Taka dziewczyna jak ty… Ile masz lat?
             Binele wzruszyła ramionami:
    368      – Nie wiem.
   363   364   365   366   367   368   369   370   371   372   373