Page 362 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 362

przypominało jej, jak bił ją ojciec – wszystko znosiła w milczeniu. Warto było
           zapłacić tę cenę. Bardzo chciała zostać w domu felczerów. Było jej tu dobrze.
           Nie tylko jadła smakowicie, ale też gospodarze zwracali się do niej po ludzku,
           tak bardzo po ludzku, że czasami rozglądała się, aby sprawdzić, czy nie mówią
           do kogoś innego za jej plecami. Nikt nigdy tak do niej nie mówił – jakby nie była
           „marzepą”, rudym złodziejem, lecz na przykład piękną rebecyn.
             Binele była bardzo przywiązana do felczerowej, choć wciąż jeszcze nie
           uważała jej za jakąś wielką uczoną. Szukała rozmaitych usprawiedliwień dla
           faktu, że kobieta czasami mówiła rzeczy, które brzmiały niedorzecznie. Wszak
           nieustannie cierpiała na ból głowy, którego nawet jej własny mąż – potrafiący
           niemalże człowieka z martwych wskrzesić – nie był w stanie uciszyć. Wręcz
           przeciwnie. Binele wręcz się wydawało, że Szmulik przyczynia się do wzmo-
           żenia bólu głowy żony, ponieważ w jego obecności kobieta wzdychała dwa
           razy głośniej niż wtedy, gdy go nie było. Aż Binele postanowiła poświęcić te
           wszystkie dobre rzeczy, które sprzedawała jako lekarstwa wykradane z sza-
           fek felczera, już więcej ich nie kradnąc – aby Szmulik przestał podejrzewać
           żonę, że chce się otruć. Tym samym chciała choć odrobinę ulżyć cierpieniom
           felczerowej.
             Kiedy Binele chciała w przyjemny sposób zasnąć wieczorem, wyobrażała
           sobie, że felczerowa jest nie tylko mamą Geni, ale także jej samej. Taka uczona
           mama, która co chwilę powtarza mein Schatz i pozwala córce uczyć się razem
           z braćmi, ubiera ją w świąteczne ubrania na co dzień i całuje kilka razy dziennie.
           Binele wcale nie przeszkadzało to, że ta wymarzona mama nie jest przesadnie
           piękna, ani przesadnie mądra, że ma czarne brodawki i, biedna, cierpi na migreny.
             Jednak wszystko ma swoje granice. Kiedy na koniec Binele nie mogła już
           wytrzymać zachowania służącej, poskarżyła się felczerowej. Pokazała jej ślady
           pobicia na ramieniu i na plecach – dzieło służącej. Felczerowa, rzecz jasna,
           złapała się za głowę… i poleciła przynieść sobie zimny kompres.
             Następnie wytłumaczyła Binele:
             – Gadanie tu nic nie pomoże, mein Schatz. Obie jesteśmy w jej rękach, ty
           i ja. Ona jest tu gospodynią, rozumiesz?... Rozsznuruj mi, premisjon, gorset,
           ponieważ głowa mi, premisjon, pęka.
             Nie bacząc na ból głowy felczerowej, Binele zdobyła się na odwagę i zapropo-
           nowała:
             – To proszę powiedzieć o tym mężowi. – I nawet gotowa była to zrobić sama.
             Jednak felczerowa stwierdziła:
             – Broń Boże… On nie powinien się mieszać w te sprawy.
             Binele pracowała więc u felczera, akceptując wszystko, co dobre i co złe.
             Aż nadszedł piękny purimowy dzień, kiedy to zarobiła od służącej miotłą
           zaraz po zakończeniu wyczerpującej pracy przy świątecznej kolacji, na którą
           był zaproszony Fajwel Młynarz wraz z rodziną. To było jak błyskawica. Niewiele
    362    myśląc, Binele zerwała z siebie czystą sukienkę, którą wypożyczyła jej służąca,
   357   358   359   360   361   362   363   364   365   366   367