Page 357 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 357

rodziny zobowiązywały go do specjalnej troski o nią samą. Pominęła wydarze-
             nia związane z siostrą Fejgą. – I myję teraz włosy mydłem na każdy szabas!
             – dodała kategorycznym tonem i z dumą potrząsnęła swoimi ładnymi, długimi
             warkoczami.
                Szmulik Felczer podrapał się piórem po potylicy. Nadszedł czas, kiedy powi-
             nien zająć się kolejnym pacjentem w salonie fryzjerskim. Stęknąwszy, podniósł
             się i zakończył rozmowę z dziewczyną.
                – Moja żona nie potrzebuje pomocy. Ma służącą.
                – To służąca mnie potrzebuje! – podskoczyła Binele w jego kierunku, stając
             mu na drodze.
                Ich spojrzenia spotkały się, a on szybko ukrył uśmiech w koziej bródce. Binele
             stała z rozłożonymi rękami między nim a salonem fryzjerskim, więc, nie mając
             wyboru, skierował się w przeciwnym kierunku i zniknął w sąsiednich drzwiach
             w głębi domu.
                Wkrótce był z powrotem. Za nim szła szczupła, zgrabna kobieta z czarną
             obwódką wokół ust i z czarną brodawką na policzku. Zmierzyła Binele długim
             spojrzeniem i obiema rękami złapała się za głowę, jakby na widok dziewczyny
             dostała silnego ataku migreny.
                – Jak ci na imię? – zapytała.
                – Na imię mi Binele. – Dziewczyna próbowała się jej przypodobać i nawet
             postanowiła się uśmiechnąć: – Wszyscy mówią na mnie marzepa albo Rudy
             Złodziej, ale to nie znaczy, że naprawdę kradnę.
                – Jesteś pewna, że nie kradniesz? – Kobieta pocierała sobie głowę obiema
             rękami.
                – Jasne, że jestem pewna! – Binele niemal się roześmiała z głupiego pytania
             i dodała z dumą: – Josel Sprzedawca Kredy to mój ojciec!
                – No i co z tego? – felczerowa nie zrozumiała.
                – I co z tego? – Binele popatrzyła na nią ze zdumieniem. – Nie zna pani mojego
             ojca? – Felczerowa pokręciła głową przecząco i długo popatrzyła na męża, gdy
             tymczasem on udał się do salonu. – Mojego ojca znają całe Bociany! – chełpiła
             się Binele. – To najuczciwszy Żyd w Bocianach. Zabiłby mnie, gdybym…
                Prawdopodobnie to było wystarczającym argumentem za uczciwością dziew-
             czyny. Felczerowa zbliżyła się do niej i położyła palec na ustach, jakby każde
             słowo Binele wierciło dziurę w jej głowie. Binele zagryzła wargi i nic już nie powie-
             działa. Tymczasem straciła pewność, czy felczerowa, wykształcona akuszerka
             bogatych żydowskich rodzin, była faktycznie tak mądrą żoną, na jaką zasłużył
             sobie Szmulik. Jak mogła zadawać takie głupie pytania, jak na przykład to, czy
             jest pewna, że nie kradnie? Czy istnieje złodziej, który dobrowolnie przyznaje
             się do tego, że kradnie?
                – Dobrze – westchnęła w końcu felczerowa. – Będziesz pomocą służącej.
             – Pomachała ręką, jakby chciała wygonić Binele z pokoju: – Przyjdź jutro rano.
             – I w tym momencie podeszła i pogłaskała dziewczynę po głowie. – Permission,   357
   352   353   354   355   356   357   358   359   360   361   362