Page 353 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 353

pochylony w lewo, podczas gdy głowę miał zgiętą w prawo – jak kulawy garbus.
                A Masza dostała narzeczonego, o którym nie można było powiedzieć, że jest
             chory, ale, niestety, tak kasłał, że mógłby obudzić nieboszczyków na cmentarzu
             w samym środku nocy.
                Dopiero na weselu Maszy Binele dowiedziała się, że ojciec szykuje weseli-
             sko również dla Dworci, czwartej siostry – i to nie z kim innym jak z Berkiem
             Lunatykiem, źrenicą w oku Brońci Płaczki. Jej pierworodny nie miał szczęścia do
             swatania, bo dziewczęta obawiały się Lunatyka. Zabawę podczas przyjęcia wesel-
             nego Maszy popsuł Binele fakt, że nie dostała nowej sukienki, lecz nosiła starą
             sukienkę panny młodej, którą ta kiedyś otrzymała z okazji ślubu starszych sióstr.
                Przez cały czas weseliska Binele myślała z obawą o narzeczonym, którego
             ojciec, stwarzający wrażenie dążącego w wielkim pośpiechu do wydania za mąż
             wszystkich swoich córek – wybierze dla niej.
                Mimo zazdrości o siostry, które wraz z zamążpójściem otrzymały przywilej
             posiadania dzieci – Binele drżała na myśl o przymusie życia dzień i noc z takim
             dziwacznym, okropnym stworzeniem, które zwie się „mąż”. Za żadne skarby nie
             potrafiła pojąć, co pozytywnego jej siostry widzą w byciu mężatkami.
                Tak, wydawały się bardzo z tego dumne, stały się pewniejsze siebie, pełne
             energii i nowych sił – jakby wesele było dla nich bramą do rajskiego życia,
             o którym marzyły w dzieciństwie. Teraz, poza wspieraniem ojca w zarabianiu na
             utrzymanie domu i zięciów siedzących na keście, musiały gotować i prać, rodzić
             dzieci i prowadzić całe gospodarstwo domowe. Ale to wydawało się im służyć,
             jakby wyzwoliło ich wszystkie zdolności do radzenia sobie w trudach życia. Coraz
             bardziej upodabniały się pod względem charakteru do Joselego.
                Tak to Binele, siedząc na dachu w gościnie u bocianów, obserwując niebo
             nad głową, słuchając krzyków, które dobiegały z domu – powzięła postanowienie
             ważne dla swojego życia, a mianowicie, że nigdy nie wyjdzie za mąż, nawet gdyby
             ojciec miał ją obdarzyć narzeczonym ze złota. Gdy tylko to postanowiła, zaczęła
             się zastanawiać, co zrobić, aby uniknąć losu, które tak „uszczęśliwił” jej siostry,
             a który czyhał także na nią.
                 Sam Josel niemal każdego dnia chodził teraz po wsiach. Pasował mu ten nowy
             rodzaj życia. Cieszyła go możliwość zarabiania na wolnym powietrzu. Sumienie
             mniej mu też dokuczało, nie musiał się już martwić, że coś się, nie daj Boże,
             stanie dzieciom pod jego nieobecność. One się teraz bardziej martwiły o niego
             niż on o nie. I chociaż nie opuściła go melancholia, obecnie doświadczał też
             radości: zrealizował swoje zamierzenia i już niedługo miał wypełnić do końca
             swój najważniejszy obowiązek w życiu, jakim było zaopatrzenie dzieci.
                Dlatego jeszcze dumniej i bardziej zawzięcie kroczył swoją drogą. Stał się
             dla siebie jeszcze bardziej surowy, bardziej niż kiedyś przestrzegał zasad jidysz-
             kajt. I wyglądał teraz jeszcze bardziej majestatycznie, niż gdy był młodszy. Jego
             złocistoruda broda zaczęła przygasać, robiąc się miejscami siwa, krok stał się
             cięższy, bardziej masywny, spojrzenie ostrzejsze – bo wzrok miał coraz słabszy.  353
   348   349   350   351   352   353   354   355   356   357   358