Page 354 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 354

Ale choć może się to wydawać dziwne, zaczął się czuć tak, jak jego najmłodsza
           córka Binele. Czuł się obco w swoim własnym domu, wśród swoich dzieci, jakby
           został sam na świecie. Tak jakby brakowało mu tych kilku klapsów wymierza-
           nych dzieciom. Nie będzie przecież bił dorosłych, zamężnych córek, nie widział
           też powodu, aby to robić, nawet jeśli ich zachowanie nie było po jego myśli. Syn
           Herszele był w jesziwie, a Binele, jedyną z córek, która wciąż jeszcze nie była
           zaręczona i z której wciąż jeszcze nie miał radości – widywał jedynie wtedy, kiedy
           spała. Unikała go. Nigdy nie było jej w domu, a do sklepiku też nie zaglądała.
           Kiedy pewnego razu Josel spotkał się z Binele oko w oko, rozpętała się w nim
           burza bólu i żalu. Ale czuł, że nie bardzo da się naprawić tę zdeformowaną
           bliskość pomiędzy nimi. Było za późno. Poza tym im był starszy, tym bardziej
           zaciętym milczkiem się stawał. W przeciwieństwie do Chackelego Nosiwody nie
           musiał przysięgać milczenia. Nie widział sensu w mówieniu poza tymi chwilami,
           kiedy to jest konieczne w handlu czy w sprawach gminy. A do tego Josel nie
           potrzebował wielu słów. Często wystarczało tylko samo „mhmm…”, „nie… nie”
           czy „oby tak dalej”.

                                           4

           Gdy Rejzela zaszła w ciążę z drugim dzieckiem, a Masza z pierwszym, siostry
           zaczęły nalegać na Binele, aby też nieco stała w sklepiku, kiedy nie ma ojca. Nie
           dlatego, broń Boże, że jest nawał pracy i jej ręce są potrzebne do obsługi klientów,
           ale dlatego, że Rejzela ma teraz na głowie również handel węglem – faktycznie
           zawsze jest biała od wapna i czarna od węgla – a poza tym stanie przez cały
           dzień na nogach nie było dla sióstr łatwą sprawą, zwłaszcza wtedy, kiedy urosły
           im brzuchy. Do tego Racheli zawsze wydawało się, że chodzi z brzuchem. Na
           Dworcię, siostrę starszą od Binele zaledwie o rok, która właśnie finalizowała
           podpisanie kontraktu narzeczeńskiego, nie można było liczyć. Pracowała jako
           służąca u Arendarzowej i zbierała pieniądze na swoje wiano.
             Binele nie chciała słuchać o zastępowaniu sióstr w sklepiku.
             – A kiedy wy nie jesteście w ciąży? Jak nie jedna, to druga! – wzruszała
           ramionami. – Moja noga tam nie postanie. Za nic na świecie! Bo jakbym tam
           weszła, to bym wsiąkła tak jak wy!
             – Sprawia ci to przyjemność, że się mordujemy? Takie masz serce dla swoich
           rodzonych sióstr, co? – Rejzela, która niedługo miała być w dziewiątym miesiącu,
           spojrzała na Binele z rozgoryczeniem.
             – A jak również ja będę się mordować, to sądzisz, że wam będzie lżej? – Binele
           patrzyła na Rejzelę płonącym, złym wzrokiem.
             – Jasne – rozpłakała się Rachela – ulżysz nam! – I złapała się za żołądek,
           ponieważ, kiedy się jej wydawało, że jest w ciąży, to cierpiała na mdłości.
             – Idźcie do waszych mężów, aby oni wam ulżyli! To oni zrobili wam brzuchy,
    354    nie ja! – Binele śmiała się im w oczy.
   349   350   351   352   353   354   355   356   357   358   359