Page 349 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 349

– Ach, do diabła!
                – Czy pan jest głuchy, panie Szmuliku Felczerze? – Binele nie przejęła się
             tym okrzykiem. – Nie poznaje mnie pan? Przecież to pan mnie wyleczył z parcha
             i… moją siostrę… Niech pan pójdzie szybko ze mną, bo jak nie, to również mój
             brat umrze!
                Prawdopodobnie Binele swoim atakiem przyczyniła się do szybkiego i pozy-
             tywnego zakończenia operacji, ponieważ ręka Szmulika Felczera wynurzyła się
             z ust chłopa z ostrym, zakrwawionym zębem w obcęgach.
                Teraz felczer zwrócił się w kierunku Binele, jakby się przestraszył jej gróźb,
             i odpowiedział:
                – Biegnijmy! – Chwycił swój plecak z narzędziami i podążył za nią.
                Zbiegowisko kobiet i dzieci wokół domu zrobiło się jeszcze większe. W domu
             Rejzela i Rachela, Brońcia Płaczka i Tojba-Krajndla przykładały mokre szmatki
             do ran Herszelego.
                – To kara za włażenie tam, gdzie nie potrzeba. Fe… Wstyd… Taki duży chłopak…
             Student jesziwy. Josel odbierze sobie życie… – Tojba-Krajndla ze łzami w oczach
             pouczała Herszelego, który próbował zdusić jęki i posykiwania.
                – Za co na Joselego spada taka kara… Taki gorzki los? Biedaczysko! – Brońcia
             Płaczka fachowo zawodziła, wywołując coraz to nowe potoki łez z oczu córek
             Joselego.
                Szmulik Felczer postawił plecak na glinianej podłodze i jednym ruchem ręki
             zsunął wszystko ze stołu.
                – Połóżmy go tutaj! – zawołał i wraz z kobietami podniósł chłopaka.
                Kobiety patrzyły na Szmulika krwiożerczymi spojrzeniami. Nie wiedziały, skąd
             się tu wziął. Ale słuchały go, ponieważ coś się jednak zmieniło w Bocianach pod
             tym względem. Wciąż nie można się było obejść bez zamawiaczek i ziół od reb
             Sendera Kabalisty, ale ostatnio do ciężko chorych wzywano również Szmulika
             Felczera. Bo faktycznie dokonał kilku szczególnych cudów przy pomocy narzędzi ze
             swojego plecaka, więc zaczęto go traktować jak jeszcze jednego cudotwórcę czy
             znachora.
                Kobiety zatem zaprzestały przykładania kompresów do krwawiących ran
             Herszelego i pozwoliły Szmulikowi Felczerowi zbadać ręce i nogi chłopca poprzez
             wykręcanie ich we wszystkie strony. Aż Brońcia Płaczka straciła cierpliwość
             i rzekła do Szmulika:
                – Co pan tak dużo przy nim majstruje, panie Szmuliku Felczerze? Przecież
             pan widzi, że biedak połamał ręce i nogi.
                – I miał wylew krwi do mózgu! – dodała Tojba-Krejndla. – Josel tego nie prze-
             żyje. To przecież jedyny jego kadisz! – to powiedziawszy, na nowo się rozpłakała,
             tak nad gorzkim losem Joselego, jak i z wdzięczności dla Stwórcy, że zesłał jej
             aż trzech kandydatów do odmawiania kadiszu.
                Powstał wielki gwar przy drzwiach. Z zewnątrz dochodziły okrzyki:
                – Nachodzi Josel!                                                 349
   344   345   346   347   348   349   350   351   352   353   354