Page 350 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 350

Herszele leżał tak zesztywniały i otumaniony, że Brońcia Płaczka wyjęła
           gęsie pióro, które zawsze nosiła ze sobą w fartuchu, i przyłożyła Herszelemu
           do ust, aby zobaczyć, czy jeszcze oddycha. W tym momencie Herszele drgnął
           rozciągnięty na stole.
             – On mnie zabije! – I zrozpaczonym wzrokiem popatrzył na izbę, jakby szu-
           kając możliwości ucieczki.
             Gdy tylko Josel przekroczył próg, popłakujące kobiety powitały go nowiną:
             – Biedak połamał ręce i nogi, i miał wylew krwi do mózgu!
             Josel podbiegł do stołu. Twarz mu płonęła, szaleństwo błyszczało w oczach.
             – Jeszcze żyje? – zapytał zduszonym głosem.
             – Dożyje stu dwudziestu lat! – odpowiedział mu Szmulik Felczer.
             Josel wzniósł oczy ku sufitowi:
             – Chwała Bogu! – Po czym zaraz zamierzył się, aby wymierzyć Herszelemu
           dłonią zdrowy policzek.
             Szmulik zatrzymał jego rękę w połowie drogi i polecił:
             – Chwyć go za nogi! – Pokazał Joselemu: – O, tutaj! – Po czym sam stanął
           po drugiej stronie lewej nogi chłopaka. – Porządnie skręcił nogę – wyjaśnił. –
           Trzeba mu ją nastawić. Ciągnij, kiedy każę. – Po czym zawołał w kierunku kobiet:
           – Szmaty! – I dał rozkaz Joselemu: – Ciągnij! Raz-dwa-trzy!
             Josel pociągnął nogę syna, a kiedy Herszele wydał gwałtowny krzyk, poczuł,
           że z tego stresu jego własne nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Ale gdy tylko
           rozległ się trzask i Szmulik dał znak głową, aby odpuścić, zasapany Josel z wście-
           kłością potrząsnął palcem przed twarzą syna:
             – Czekaj, czekaj, już ja się z tobą policzę!
             – Zuch! – zawołał Szmulik Felczer, nie bardzo wiadomo do kogo. Następnie
           otarł rękawem spocone czoło, posłał Joselego po deseczkę i zwrócił się do ko-
           biet: – Podrzyjcie szmaty na paski, raz-dwa!
             – Co się pan zabiera za nie swoje sprawy? – zwróciła się do felczera z pre-
           tensjami Brońcia Płaczka, która uważała się za większą ekspertkę w tej kwestii
           niż on, w końcu spędziła całe życie przy „wrotach życia i śmierci”.
             – No właśnie – zgodziła się z nią Tojba-Krajndl, po czym, zerwawszy szmatę
           z głowy Herszelego, pokazała Szmulikowi zakrwawioną ranę: – Nie widzi pan,
           że cała krew wypływa mu z mózgu?
             – Nie – Szmulik pokręcił głową i wyjął flaszkę jodyny z plecaka. – Widzę, że
           z jego mózgu, paniusiu, wypłynął cały rozsądek. Oto, co widzę! – Posmarował
           odrobiną jodyny czoło chłopaka. Herszele podniósł wrzask zupełnie wbrew swojej
           naturze. A Szmulik już mocował szmatkami nogę do deseczki, która sięgała od
           kostki aż po łydkę.
             Kiedy trzy miesiące później Herszele wyruszył w drogę do jesziwy w Chwostach,
           jeszcze nieźle utykał. Ale bardziej poszkodowany był jego nastrój. Coś się z nim
           stało. Nie zobaczył małych bocianów w gnieździe, a dostał karę za samą próbę.
    350    Tak ojciec, jak i Rebojne szel Ojlem byli na niego źli. Za co? Dlaczego wszyscy
   345   346   347   348   349   350   351   352   353   354   355