Page 348 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 348

wychodzi z domu albo nie patrzy ktoś z sąsiednich domów. – Nie właź na górę,
           bo jeśli coś ci się stanie, to ojciec mnie zabije.
             Binele mało przejmowała się tym, o co ją proszono. Robiła to, na co miała
           ochotę. Ale żal jej było brata. Do tego Herszele chciał opuścić dom, a ona – nie.
           Więc choć serce jej pragnęło już zobaczyć gniazdo bocianie z bliska, zeszła
           z drabiny i zadowoliła się poganianiem brata.
             – No, co tak stoisz? Idź już…
             – Stoję na szóstym… – wyszeptał zduszonym głosem.
             – Popatrz, czy Rejzela… czy Rachela… Zobacz, czy Brońcia Płaczka nie pa-
           trzy. – Herszele bardziej spoglądał w dół niż w górę. – Nie widzisz gdzieś Tojby-
           -Krejndli? Obserwujesz ścieżkę Pesi?
             Dookoła drabiny zaczęły się zbierać dzieci. Cicho, w stłoczeniu, przyglądały
           się szeroko otwartymi oczyma.
             – Powiedz nam, co widzisz! – podnosiły ręce w kierunku Herszelego.
             Herszele już miał nogę na ostatnim szczeblu drabiny, ale oczy skierowane
           w dół, bo patrzył na dzieci, czy nie biegną do domów, aby opowiedzieć, co widziały.
           Nagle zauważył kilka kobiet na uliczce.
             – Kto… kim są te… – westchnął.
             – Co robią małe bocianki? – Binele podskoczyła, aby przekrzyczeć gwar,
           który dobiegał z domu.
             – One patrzą w naszym kierunku! – Nogi Herszelego tak mocno się rozhuśtały,
           że drabina zadrżała wraz z nim.
             – Bocianki? – dopytała Binele.
             – Te… te…
             Herszele zapomniał się, wzniósł ręce, którymi trzymał się drabiny, aby do-
           tknąć ptaków. Wówczas przechylił się w jedną stronę, a drabina w drugą. Dzieci
           chóralnie pisnęły i odskoczyły w bok – a Herszele już leżał na gęstej kępie trawy
           u stóp Binele.
             Krzyk dzieci narastał. Na uliczce zrobiło się zamieszanie. Rejzela i Rachela już
           były na zewnątrz, jakby wcale się nie kłóciły w środku, lecz czekały przy drzwiach
           na tę chwilę. Również sąsiadki wyskoczyły ze swoich domów. Otumanioną Binele
           odepchnięto na bok. Siostry wraz z sąsiadkami podniosły Herszelego. Chłopak
           miał zaciśnięte usta, zamknięte oczy, zmarszczone czoło, jęczał.
             W pamięci Binele ożyło wspomnienie, kiedy kamień trafił jej siostrę Fejgę. Więc
           gdy tylko przeniesiono Herszelego do domu, pobiegła wezwać Szmulika Felczera.
             Z okrzykiem wpadła do jego salonu fryzjerskiego:
             – Panie Szmuliku Felczerze, szybciej! Mój brat spadł z drabiny!
             Szmulik Felczer wykonywał swoją pracę w ustach pacjenta siedzącego na
           fryzjerskim stołku, więc nawet nie odwrócił głowy w jej kierunku. W mgnieniu
           oka dopadła do niego i tak mocno pociągnęła za rękaw, że jego dłoń drgnęła,
           a chłop na fotelu wrzasnął.Szmulik Felczer, który zwykł był powtarzać okrzyki
    348    i wrzaski swoich pacjentów, również krzyknął:
   343   344   345   346   347   348   349   350   351   352   353