Page 347 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 347

3

             W tygodniu poprzedzającym wyjazd na studia do jesziwy w Chwostach Herszele,
             syn Joselego, który już był kawalerem o całkiem pokaźnej bródce, zdobył się na
             swój pierwszy rewolucyjny krok.
                Ojciec nie pozwolił ani jemu, ani żadnej z córek wchodzić na dach. Dach ten
             ledwo się trzymał i w wielu miejscach przemakał. Josel obawiał się, że pewnego
             pięknego dnia zostanie bez dachu nad głową. Gdy musiał obłożyć go słomą dla
             bocianów, przystawiał drabinę od strony ściany okiennej. Sam też nigdy nie
             postawił na nim nogi nawet po to, aby go naprawić. Bał się, że tylko pogorszy
             sprawę, zamiast poprawić. A gdy przychodził kominiarz Stach, to też kazał mu
             wrzucać czarną miotłę i żelazną kulę do komina prosto z drabiny. Dlatego komin
             Joselego wiecznie kopcił.
                Zwłaszcza po śmierci córki Fejgi Josel, wracając do domu z wiosek, miewał
             wizje, że spotka go podwójne nieszczęście: dziecko z połamanymi kośćmi i za-
             walony dom.
                Serce Herszelego pragnęło choć raz ujrzeć bocianie gniazdo z bliska. Jego
             przyjaciele odważyli się na to już dawno temu, nie bacząc, że była im powtarzana
             ta sama śpiewka. Tylko on jeden słuchał ojca, wciąż jeszcze był mu posłuszny.
             Zazwyczaj oznaczało to wypełnianie ważnych przykazań. Ale w tym wypadku
             wydało mu się to znakiem dziecięcej strachliwości.
                Herszele, choć nie był już dzieckiem, a może właśnie dlatego, po prostu nie
             mógł odejść z domu, nie wiedząc, jak z bliska wygląda gniazdo Mendla i Gnendli.
             Jednej rzeczy był pewien: nawet jeśli Rebojne szel Ojlem wybaczy mu ten krok –
             ojciec mu nie wybaczy. A mimo to postanowił zaryzykować, jednak nie sam, bo
             na to nie miał odwagi, lecz z Binele, młodszą siostrą, która była już dużą, silną
             dziewczyną i mniej bała się ojca niż wszystkie pozostałe dzieci, mniej nawet niż
             dwie zamężne siostry Rejzela i Rachela. Z Binele czuł się raźniej. Do tego ona
             lubiła bociany tak jak on.
                Poszli razem na bagna, zebrali różne robaki, kilka żabek oraz dżdżownic
             i czatowali na okazję, by spełnić zakazane życzenie. Ale o taką okazję nie było
             łatwo. Dom rzadko kiedy był pusty. Albo była w nim któraś z mężatek, albo któreś
             z młodszych dzieci. Albo też wpadał szwagier, kiedy najmniej go oczekiwano,
             zwłaszcza szwagier uczony, który godzinami potrafił siedzieć w środku z księgą,
             nie mając zamiaru wyjść choć na chwilkę.
                Jako że nie było wyboru, postanowiono zrealizować plan wówczas, kiedy
             wszyscy byli w domu poza ojcem – i kiedy wybuchł gorący spór na jakiś ważny
             temat. Wówczas to Herszele drżącymi rękami przystawił wyszczerbioną drabinę
             do dachu. Serce mu biło jak bandycie, a kiedy, znalazłszy się na trzecim-czwar-
             tym szczeblu, rzucił okiem w dół i ujrzał Binele idącą za nim, to niemal spadł
             na ziemię.
                – Rozglądaj się tylko, proszę cię – wydusił z siebie, sprawdzając, czy nikt nie   347
   342   343   344   345   346   347   348   349   350   351   352