Page 344 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 344
Wacław, jak wielu innych chłopów, przybył na uroczystość wystrojony w swoje
niedzielne ubranie. Przyniósł również piękny prezent: dwa prawdziwe, polskie
kilimy – dla obu par. On i jego żona pojawili się wiele godzin przed weselem, aby
wręczyć podarunki wraz z najlepszymi życzeniami – jak prawdziwi dobrzy przyja-
ciele, więc i Josel przyjął ich po przyjacielsku. Był ostatnio lepiej nastawiony do
Wacława, chociaż ten nie dotrzymał obietnicy, że nie będzie już więcej zaglądał
do butelki. Jednak naprawdę przestał odwiedzać sklepik Hindy Wdowy i w ogóle
stał się bardziej opanowany i stateczny.
Wiec teraz Josel kiwnął po przyjacielsku głową w jego kierunku i odpowiedział
na życzenia:
– Niebawem przyjdzie czas i na waszą Wandę!
Wacław machnął ręką:
– Ech, Wanda, ta cholera! Ona nie rwie się do zamęścia. Wyprowadziła się
z mojego domu, mieszka z babką. Chce być samodzielna, powiada, taka dzika koza.
Josel pokręcił głową:
– Co to znaczy, że się nie kwapi? Kto ci każe ją pytać? Przecież jesteś jej
ojcem. Wypraw wesele i już!
Wacław uśmiechnął się krzywo:
– Gdybyś był ojcem Wandy, mówiłbyś inaczej. – Był już dobrze podchmielony.
Ręką, w której trzymał kieliszek monopolki, pokazywał drżącego jak liść Abelego,
którego trzymał drugą ręką. – Ten Abuś Wariat jest przecież gorszy ode mnie.
Dałem mu odrobinę monopolki, a ta cholera nie daje spokoju naszym dziewczy-
nom, zagląda im pod spódnice! A myślisz, że na trzeźwo jest lepszy? Sam go
przyłapałem na tym, jak nocą zaglądał przez okno do mojego domu. Śmiertelnie
mi wystraszył dziewczyny!
Josel wiedział, że Abele ostatnio znika z miasteczka na całe dnie i noce. Ale
gdy go pytano, gdzie bywa, powtarzał starą śpiewkę: „Tam”. Na pytanie: „Gdzie
tam?” – odpowiadał: „Za cmentarzem”. Więcej nie dało się z niego wyciągnąć.
W ciepłe noce włóczył się również po miasteczku i niejedna kobieta przeraziła
się, widząc w oknie jego okrągłą, białą jak księżyc głowę.
– Co można poradzić? Przywiązać go jak psa na łańcuchu? – Josel był już
nieco poirytowany. Nie mógł znieść tego, jak Wacław trzyma Abelego za ramię.
– Nie bój się – powiedział, jakby chciał uspokoić bardziej samego siebie niż
Wacława. – Nikomu nie zrobił nic złego.
Abele ciągnął Joselego prosząco za rękaw:
– Abele iść… Abele iść…
Wacław potrząsnął nim i zaśmiał się po pijacku:
– Czego tak się mnie boisz, ty białasie, idioto jeden, co? – Zbliżył twarz ku
Abelemu i przyglądał mu się, mrugając. – Ej! – zawołał. – Na wszystkie świętości!
To prawda, co mówi moja babka, że on wygląda zupełnie jak mój braciszek…
Wujaszek Stanisław! – Wlał zawartość kieliszka do gardła, zakasłał, po czym
344 odepchnął Abelego.