Page 341 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 341

z czasem stępieje, jak to miało miejsce po śmierci Marimel. Ale tymczasem nie
             wolno mu siedzieć i czekać z założonymi rękami. Musi przeżyć swoje życie na
             tym łez padole i wypełnić swoje zobowiązania wobec dzieci, bliźnich, a zwłaszcza
             – wobec Pana Wszechświata.
                I zaczął intensywnie rozmyślać o pozostałych dzieciach. Dwie starsze dziew-
             czynki były dobrymi gospodyniami, prowadziły całe gospodarstwo domowe,
             a dwie młodsze też przecież niebawem będą w wieku odpowiednim do zamęścia.
             Właściwie, tak… właściwie dwie starsze już niedługo będą starymi pannami… już
             powinien był je wydać za mąż. Całkiem zatracił rachubę, po ile mają lat. A Hersze-
             le? Już dawno powinien był go wysłać do jesziwy. Za wszelką cenę powinien go
             wysłać do jesziwy… I wydać za mąż dwie starsze córki. Czemu tak zabałamucił?
             Gdyby nie to nieszczęście… Czy przejmowanie się własnym cierpieniem było dla
             niego wymówką… aby się uwolnić od obowiązków?
                Po wielu takich rozmyślaniach w saunie Josel zaczął planować, w jaki sposób
             wcieli w życie swoje decyzje. Zaraz potem podjął odpowiednie kroki – a dopomogły
             mu całe Bociany, choć on tego nie zauważył, nie chciał tego widzieć.
                Nie dziwił się, że reb Menaszel Szadchen, który nigdy nie był jego bliskim
             znajomym, znalazł w swoim zatłuszczonym notesie nazwiska dwóch przyzwoitych
             kawalerów z miasteczka, z których jeden był wnukiem dajana, a drugi jedynym
             synem reb Szapselego Mełameda, chłopcem o głowie otwartej i na naukę, i na
             interesy, który nawet na własną rękę kontynuował handel prowadzony już przez
             jego matkę oraz siostry. Jedynak reb Szapsela Mełameda, starszy od wnuka
             dajana, został przeznaczony starszej Rejzeli, a drugi z młodzieńców – młodszej
             Racheli. Wkrótce ustalono datę podwójnego wesela z podwójną chupą, gdyż
             pomiędzy Rejzelą a Rachelą był tylko rok różnicy, więc traktowano je niemal jak
             bliźniaczki. A poza tym podwójne wesele pozwala sporo zaoszczędzić. Żadna
             z rodzin nowożeńców nie opływała w luksusy.
                Kilka tygodni przed weselem Josel wprowadził w swoim domu niemal czę-
             ściowy post. Nie jadano już kury w szabas ani nawet skromnej ciepłej strawy
             w tygodniu. Josel przemierzał wsie, przyjmując każdy rodzaj pracy, handlował
             i składał grosz do grosza na niewielkie wiano dla panien młodych i na sukienki
             dla pozostałych córek. Na końcu pobielił swoją „trzeszczącą budę”, a ciężko
             pracując, nieustannie się dziwił, że śmierć – nawet najbliższej osoby – potrafi
             żałobę zamienić w pragnienie, by dalej żyć.
                I nie tylko wybielił swoje lokum, ale też postawił w nim ścianki z dykty, dzie-
             ląc je na trzy „mieszkania”, ponieważ spodziewał się, że zięciowie, korzystając
             z prawa kestu , będą na jego utrzymaniu.
                         1




             1    Zob. przypis na str. 231.                                        341
   336   337   338   339   340   341   342   343   344   345   346