Page 31 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 31

nie miała nerwów i cierpliwości. Łatwiej byłoby, gdyby przynajmniej dał jej poczucie,
             że warto, aby poświęciła mu cierpliwość, bo coś zakupi. Tak myślała, rozwijając
             rolkę ze wstążką. Zawiązała z niej piękną, kuszącą kokardę.
                – Będzie pasować… do jej blond włosów. – Hinda starała się panować nad
             swoim głosem. – Widziałam ją w tym tygodniu… Wyrośnie na krasawicę...
                Uśmiechnął się. Nagły, dwuznaczny uśmieszek.
                – Masz dla mnie odrobinę litości w swym sercu, powiedz…
                – Ja?... Dlaczego? Nie… tak – wyjąkała, w zmieszaniu machając w dłoni czer-
             woną kokardą. – A po cóż panu komendantowi potrzebna moja litość?
                – Bo jestem przeklęty…
                – Boże w niebiosach! Panie komendancie, niech pan nie grzeszy takimi
             słowami! Moim wrogom nie życzyłabym, aby byli tak przeklęci, jak pan jest .
                                                                            53
                – Oj, Hindo, nie mów tak… ty… ty jesteś błogosławiona… ty jesteś szczęśliwa!
                Hinda przygryzła wargi. Dziwnym się jej wydało, że słowa tego pijaka przejęły ją
             i poruszyły jakąś delikatną strunę w jej głębi. Zebrała się w sobie i odpowiedziała:
                – Każdego dnia dziękuję Rebojne szel Ojlem  za mój dobry los… No dobrze…
                                                    54
             Mam wam uciąć arszyn tej wstążki, panie komendancie?
                – Tnij… tak… – sapnął. – Przetnij też moje serce. Tobie pozwoliłbym pociąć
             swoje serce.
                Drżącą ręką odcięła arszyn jedwabnej wstążki i zwinęła ją.
                – A co ze skarpetami, panie komendancie? – mruknęła zachęcającym to-
             nem. – Bierze je pan?
                – Tak… biorę. Od ciebie wezmę wszystko, Hindziu.
                Szybko podała mu skarpety zapakowane razem z arszynem wstążki.
                – To daje ćwierć rubla, panie komendancie – podsumowała.
                Oczy komendanta nabiegły łzami.
                – Jestem przeklęty… – zaszlochał.
                – Ćwierć rubla – powtórzyła, pokazując na pakunek w dłoni. Śledziła wzrokiem,
             jak Wacław grzebie w kieszeni. Ale wyciągnął z niej tylko dziesięć kopiejek. Cze-
             kała, że poszuka w drugiej kieszeni, ale on jedynie wzruszył ramionami. – Dobrze,
             zapiszę na pana rachunek, panie komendancie – westchnęła i wyciągnęła
             z kieszeni fartucha tępy ogryzek ołówka.
                – Tak, Hindziu, zapisz to wszystko na mój rachunek – wymamrotał, po czym
             podreptał, oddalając się od niej, zanim zdążyła zapisać na przykrywce pudełka
             sumę, jaką jest jej winny.



             53   W języku polskim mówi się: „najgorszemu wrogowi nie życzyłbym/nie życzyłabym”, ale w języku
                jidysz jest bogata tradycja złorzeczenia wrogom i Hinda mówiąc, że nie życzyłaby wrogom takiego
                przekleństwa, jakie dotyka komendanta, ma na myśli, że byłyby to dobre życzenia, dlatego nie
                może ich skierować w stronę wrogów.

             54   Rebojne szel Ojlem – Pan Wszechświata, jedno z imion boskich w judaizmie.  31
   26   27   28   29   30   31   32   33   34   35   36