Page 26 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 26

niej prowadzenie gospodarstwa. Wtedy dopiero Hinda otrzymała narzeczonego,
           na którego sobie w pełni zasłużyła.
             O, ten czas między staniem się narzeczoną a ślubem! Wówczas usłyszała,
           jak mówi się o niej, że nie jest brzydką dziewczyną. Kiedy przybyła do Bocianów
           na wesele, miała długie, kasztanowe włosy, które spinała w duży, opadający na
           kark kok. Prawda, była niewyrośnięta i wyglądała na słabowitą. W rzeczywistości
           jednak była krzepka i zdrowa, a równocześnie szczupła, gibka, zwinna. W tamtym
           czasie miała chwile, kiedy martwiła się, czy ludzie dostrzegają jej urok i cieszyła
           się, czując, że tak się dzieje. Teraz robienie z siebie takiego „cymesu ” wydawało
                                                                  47
           jej się zwykłą próżnością. Tak obce było to jej obecnej naturze, że tamte czasy
           wydawały jej się snem, który kiedyś o sobie przyśniła.
             Jej życie należało wyłącznie do jej męża i dzieci. Można powiedzieć, że to nie-
           postrzeżenie zawładnęło całym jej światem. A przecież wciąż starała się jeszcze
           bardziej, całkowicie w tym zatracić. Nawet jej zamiłowanie do czytania też nie
           było czysto egoistycznym uczuciem. Zawsze miała gdzieś w tyle głowy, że może
           poprzez lektury zbliży się do świata ideałów swojego męża, że będzie go lepiej
           rozumieć, a tym samym lepiej będzie mu mogła służyć. Albo streszczała sobie
           opowieści, które czytała, aby móc je lepiej zapamiętać i kiedyś opowiedzieć
           dzieciom. Miała wrażenie, że im bardziej jej ciało więdnie, tym jej dusza staje
           się bogatsza i rozrasta się jak drzewo wydające owoce – a wszystko dzięki jej
           najbliższym.
             W kwestii utrzymania rodziny Hinda poszła w ślady swojej matki. Otworzyła
           na Pociejowie mały sklepik z galanterią. Dbała, aby rura, która prowadziła na
           jej facjatce z kuchni do sąsiedniego pokoiku, zawsze była gorąca, by jej mąż,
           siedząc przy stoliczku, mógł dzięki temu wykonywać swoją świętą pracę sojfera
           w komforcie i spokoju. Doglądała, aby nie zabrakło nafty w lampie i kawałka
           chleba do śledzia, albo cebuli czy ziemniaków. Dbała, żeby na szabas na jego
           talerzu leżało udko z kurczaka, ponieważ jej mąż nie był byle kim. To, czym się
           zajmował, nie było rzeczą bez znaczenia. Musiał wkładać w to całą swoją energię.
           Raz nawet przekazał jej słowa swojego rebego: „Jeśli jestem sojferem – powie-
           dział mi rebe Meir – muszę być bardzo dokładny w tej służbie, ponieważ ona
           jest święta. To jest boże dzieło. I jeśli zgubi się choć jedna litera, czy napisana
           zostanie jedna litera za dużo, wówczas, nie daj Boże, zakłócony może zostać
           porządek całego świata”.
             Mąż Hindy, Chomel Sojfer, był uczonym, którego imię było dobrze znane
           w całej sieleckiej guberni. Oddawał się nie tylko swojej świętej służbie pisania
           zwojów Tory dla okolicznych gmin żydowskich, ale był również komentatorem
           świętych tekstów, autorem pism spekulatywnych, jak również małego dziełka



           47   Cymes – rodzaj słodkiego deseru, najczęściej z marchewki i jabłka oraz cukru i cynamonu, coś
     26      pysznego, przysmak. Tu w znaczeniu: kobieta pełna uroku i słodyczy.
   21   22   23   24   25   26   27   28   29   30   31