Page 305 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 305

młodzieńcem studiującym w bejt midraszu i wkrótce miał wyjechać do jesziwy.
             Dziewczynki, między nimi i Binele, również pomagały i ta wspólna praca przy
             budowie kuczki sprawiła, że Josel poczuł się bardzo podniesiony na duchu i za-
             dowolony. Robienie czegoś razem z dziećmi było nowym, wspaniałym i pokrze-
             piającym przeżyciem. Razem z Herszelem wykopali doły pod słupy. Dziewczynki
             przytaszczyły deski i podawały mu, żeby przybijał je zardzewiałymi gwoźdźmi,
             które zbierał w tym celu przez cały rok. Kuczka była solidna, duża i tylko trochę
             chwiała się, gdy od pól wiał silny wiatr.
                 Josel posłał swoją gromadkę, żeby przyniosła świeżo zerwane, zielone gałęzie
             na dach kuczki. Kiedy rozkładał je, stojąc na drabinie, z lubością wdychał noz-
             drzami wspaniały zapach. Dziewczęta wyniosły z chałupy stół i ławki. Pozbierały
             opadłe kawałki zielonych gałęzi i posypywały ziemię wewnątrz kuczki złocistym
             piaskiem.
                 Nagle przez zielony dach kuczki wpadło coś ciężkiego i twardego, trafiając
             Fejgę w głowę. Fejga upadła na ziemię obok stołu, a z jej głowy pociekła krew.
             Dziewczynki rozkrzyczały się. Josel, który stał wciąż na drabinie, odwrócił się
             i zobaczył chłopców chederowych z sąsiedztwa. Nawet nie uciekali.
                 – Bandyci! – ryknął i szybko zszedł z drabiny. Teraz zauważył pozostałych
             sąsiadów: kobiety i mężczyzn, a także ludzi z innych ulic.
                 – Kapuś! Zdrajca! – krzyczeli do niego, podnosząc zaciśnięte pięści.
                Josel wpadł jak burza do kuczki i przypadł do Fejgi. Miała zamknięte oczy
             i cicho pojękiwała. Mówił do niej, potrząsał nią, ale ona zdawała się go nie słyszeć.
             Wziął ją więc ostrożnie na ręce i zaniósł do domu. Pozostałe córki i Herszele
             biegli za nim, wielkimi oczami patrząc na stróżkę krwi ciągnącą się od złocistego
             piasku w kuczce, przez stopy Joselego, aż do głowy Fejgi.
                 – Przynieś zimną wodę, szybko! – Josel polecił Rejzeli, a sam położył Fejgę
             na łóżku i zaczął szukać szmat, które nadawałyby się na kompresy.
                 Binele przyskoczyła do niego i pociągnęła za połę kapoty:
                 – Tatusiu, pobiegnę po Szmulika Felczera, dobrze?
                 – Nie potrzebujemy nikogo! – wrzasnął Josel. Jednak kiedy Rejzela i Ra-
             chela przyniosły mu miskę brudnej deszczówki, przypomniał sobie, co powie-
             dział mu kiedyś Szmulik, i krzyknął do Herszelego: – Biegnij, przynieś wiadro
             czystej wody!
                                                  *
                 Josel obchodził Sukot tak, jak sobie wcześniej postanowił. Fejga, blada, jakby
             zaspana, razem z siostrami podawała do stołu ojcu, bratu i Abelemu Głupkowi.
             Sprzedawca kredy był w świątecznym nastroju. Nie złościł się ani nie krzyczał,
             był jednak rozgniewany i obrażony na sąsiadów, a z czasem na wszystkich po-
             zostałych Żydów ze sztetla.
                 Tymczasem minęło Sukot i chłopi zachowywali się jak zwykle. Historia z Perlą
             zdawała się zupełnie wyparować z ich głów i Żydzi z Bocianów zaczęli mniemać,
             że miejscowi goje byli istnymi aniołami.                             305
   300   301   302   303   304   305   306   307   308   309   310