Page 310 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 310

Udał się więc do synagogi, żeby wyznać swoją winę, przyznać się do wszystkie-
           go… żeby go wychłostano. Niech Lejbele Pożeracz Japcoka odczuwa najdzikszą
           satysfakcję, chłoszcząc go. Im więcej reb Lejbele będzie się cieszył, tym lepiej…
           tym więcej będzie nadziei, że Fejga zostanie uwolniona od cierpienia.
             Jednak akurat w tym momencie, kiedy Josel miał zamiar wbiec na bimę, między
           modlącymi się powstało nagle wielkie poruszenie. Fiszel Rzeźnik – rozchełstany,
           z potarganą brodą, zmieniony prawie nie do poznania – przedarł się przez tłum
           i wspiął na miejsce, na którym właśnie zamierzał stanąć Josel.
              – Ludzie! – zaryczał Fiszel, uderzając obiema pięściami w stół. – Ludzie!
           Zgrzeszyłem! Zgrzeszyłem ciężko! Oddałem duszę jecer-hore! Oby nieszczęście
           spadło na moją głowę, oby zgładziła mnie straszna plaga! Ludzie, bijcie mnie,
           chłoszczcie mnie! Rozerwijcie mnie na strzępy!
             Uniósł mocne ramiona w powietrze i przez chwilę stał tak nieruchomo, jak gdyby
           był przywiązany niewidzialnymi sznurami do sufitu, po czym runął na podłogę.
              – Postradał zmysły, wielkie nieba! – W synagodze podniósł się zgiełk. – Reb
           Fiszel! Reb Fiszel! – wołano ze wszystkich stron. Liczne ręce chwyciły ciężkie
           ciało rzeźnika, podniosły i postawiły na nogi.
             Na babińcu rozległo się zawodzenie i płacz. Jakaś kobieta podbiegła do
           balustrady i zawołała jękliwym głosem:
              – Wierzcie mu! Wierzcie mu, ludzie! Zgrzeszył… zgrzeszył z… – więcej nie
           zdołała z siebie wydobyć i padła zemdlona.
              – To żona rzeźnika! To jego żona! – krzyk niczym grzmot przetoczył się po
           synagodze.
              Śmiertelnie blady Fiszel wzniósł szkliste oczy w stronę babińca i pokiwał
           głową.
              W pośpiechu wyniesiono Fiszela Rzeźnika do przedsionka synagogi, tak jak
           wynosi się zaczadzonego z płonącego domu. Wkrótce był przywiązany do kuny
           i każdy, kto przechodził obok, uderzał go, szturchał lub spluwał na niego. Ktoś
           uderzył go gołą pięścią. Na koniec zabrał się za niego reb Lejbele Szames, wy-
           mierzając mu chłostę.
              Josel wyszedł razem z tłumem do przedsionka, ale nawet nie spojrzał w stronę
           Fiszela. Chociaż ludzie byli zupełnie wytrąceni z równowagi i wzburzeni, zauważyli
           jego zachowanie. Czy nie był to wyraźny dowód winy Josela? Najwyraźniej sam
           czuł się tak grzeszny, że nie śmiał tknąć grzesznika Fiszela.
              Josel wyszedł z synagogi, płonąc z zazdrości. Fiszel miał szczęście – płacił
           za swoje grzechy. Za grzechy Josela płaciło wciąż jego dziecko. Dzisiejsze zda-
           rzenie w synagodze było dla niego dowodem na to, że jego gotowość do ofiary,
           do poświęcenia samego siebie, nie została przyjęta i na jego dziecko czyhało
           wielkie niebezpieczeństwo.
             Puścił się szalonym pędem do domu Szmulika Felczera. Wpadł do środ-
           ka i nie dając Szmulikowi dojść do słowa, jak opętany pociągnął go do
    310    drzwi. Szmulik ledwo zdołał uwolnić się od niego na chwilę, by złapać swoją
   305   306   307   308   309   310   311   312   313   314   315