Page 309 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 309

Rabin milczał chwilę, wpatrując się intensywnie w Josela.
                 – Czy wydarzyło się, nie daj Boże, coś złego? – zapytał.
                 – Tak. Moja córka jest chora. W wigilię Sukot jakiś chłopak trafił ją kamieniem
             w głowę i jeszcze nie doszła do siebie. Ten kamień był przeznaczony dla mnie.
             Wiecie, rabinie, że ludzie zaczęli mnie nienawidzić.
                 – Ciebie nienawidzić? Stroisz sobie żarty – rabin uśmiechnął się chłopięco.
             – Każdy biegnie przecież do ciebie po radę. Załagodziłeś więcej sporów w sztetlu
             niż dajan czy ja.
                 – Czy naprawdę żyjecie z głową w chmurach, rabinie? – zawołał Josel.
             – Myślałem, że podchodziliście do mnie w synagodze, bo wiedzieliście…
                 – Co wiedziałem?
                 – Ile razy słyszeliście już, jak reb Lejbele źle o mnie mówi?
                 – To co, że źle mówi? Coś zżera go od środka, więc mści się… za własną
             małoduszność. Poza tym i tak nikt nie bierze go poważnie.
                 – Skoro tak mówicie, to pofatygujcie się i zapytajcie ludzi na ulicy, co myślą
             o Joselu Obedzie.
                 – Przejmujecie się tym, co mówią ludzie? Od kiedy?
                 – Od teraz! – wykrzyknął przepełniony goryczą Josel. – I mają rację, że tak
             mnie nienawidzą. Z pewnością popełniłem jakiś wielki grzech, za który jestem
             karany cierpieniem mojego dziecka. To jest najgorsze ze wszystkiego, słyszycie,
             rabinie? Najgorsze!
                 – Tak chora jest twoja córka? – zapytał rabin.
                 – Bardzo chora. Moje serce jest pełne złych przeczuć.
                 Rabin pokręcił głową i westchnął:
                 – Tak wielka jest twoja rozpacz? – Nagle przysunął się bliżej Josela, głośno
             szurając krzesłem. – Pamiętaj, Joselu – zawołał niespodziewanie donośnym
             głosem – tam w górze jest ktoś – wskazał na sufit – kto cię zna i kto wypró-
             bowuje tylko, jak słaby może stać się silny człowiek i jak wytrwale trzyma
             się wiary, żeby z powrotem stanąć na nogi. Bądźcie dobrej myśli, reb Joselu.
             Wszechmogący, niech będzie pochwalone jego drogie Imię, pomoże. – Głę-
             bokie, czarne oczy rabina zamgliły się i wypełniły współczuciem. Zmienionym
             głosem dodał: – Jeśli tak, to nie marnujmy czasu. Odmówmy wspólnie psal-
             my… – Odsunął od siebie otwarty wolumin i ze stosu ksiąg wyjął dwie Księgi
             Psalmów.
                Recytowali razem psalmy do późna w nocy.

                                              6

             Josel zaczął spędzać dużo czasu w towarzystwie rabina. Jednak spokój ducha, któ-
             ry odczuwał w jego obecności, nie utrzymywał się zbyt długo. Pozostawało mu
             więc tylko jedno wyjście: musiał przyjąć na siebie karę. Był to jedyny sposób,
             by pomóc Fejdze.                                                     309
   304   305   306   307   308   309   310   311   312   313   314