Page 299 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 299

– Śpi z Perlą, córką szojcheta, która ma sklepik tekstylny na Pociejowie.
                 Zaskoczona Jadwisia głośno wciągnęła powietrze, po czym wydała z siebie
             zduszony odgłos.
                 – Stroisz sobie ze mnie żarty – stwierdziła, wpatrując się badawczo w twarz
             Binele.
                 – Żebym tak zdrowa była, nie żartuję! – Binele energicznie pokręciła głową.
                 – Skąd wiesz, że ksiądz z nią śpi?
                Binele opowiedziała jej, skąd o tym wiedziała. Jadwisia najpierw złapała się
             za policzki, potem przeżegnała się wołając: „Jezus Maria!”, a na koniec zaczęła
             zasypywać przyjaciółkę pytaniami.
                Binele uważała, że lepiej było trochę potrzymać Jadwisię w napięciu i nie
             opowiedzieć wszystkiego naraz.
                 – Muszę już biec! – zawołała, machając ręką na pożegnanie.
                 Wymknęła się z kościelnego dziedzińca na boczną uliczkę. Nie chciało się jej
             jeszcze wracać do Sary-Lei ani do siebie do domu. Przez bramę, która zamknię-
             ta była jedynie za pomocą kawałka drutu, przedostała się na podwórze obok
             Pociejowa i skierowała się do szopy Abelego Głupka.
                Abele Głupek leżał półnagi na swoim sienniku, przypominającym leżącą na
             ziemi stertę odpadów, zajęty odwszawianiem swojego podziurawionego kafta-
             na. Kiedy zobaczył Binele, jego oczy rozjaśniły się ciepłym blaskiem, a wiecznie
             przyklejony do twarzy głupkowaty uśmiech rozszerzył się. Usiadła na ziemi obok
             niego i wzięła go za ręce.
                 – Trzymaj je rozpostarte, o tak… – poleciła, rozkładając ręce i pokazując mu,
             co ma zrobić.
                 Abele posłusznie rozpostarł ręce na boki. Wzięła jego głowę między swoje
             dłonie i przechyliła w bok.
                 – O tak? – zapytał Abele.
                 – Nie! – pokręciła głową. – Wstań!
                Abele stanął obok niej ze schyloną głową, ponieważ był wysoki, a szopa ni-
             ska. Binele popchnęła go w stronę otwartych drzwi i postawiła plecami do nich.
                 – O tak! – zakomenderowała. – Teraz wyobraź sobie, że jesteś… że jesteś…
             – Abele był wyższy od drzwi i jego głowa oraz ramiona sterczały ponad ich górną
             krawędzią. Binele oparła na niej jego rozpostarte w bok ręce i przycisnęła bez-
             ładnie zwisające dłonie do bocznych krawędzi. – Wyobraź sobie – ciągnęła – że
             jesteś przybity gwoździami, ot tutaj… Rozumiesz, Abele? Twoje dłonie są przybite
             gwoździami. Stopy też! – Przysunęła jego bose pięty do samych drzwi.
                 – Stopy też! – powtórzył Abele. Pozwalał, by robiła z nim co chciała, uśmie-
             chając się śliniącymi się ustami.
                 – Nie wolno ci się śmiać – wyjaśniła mu. – Kiedy jest się przybitym gwoź-
             dziami do krzyża… albo do drzwi, to boli. Nie śmiej się więc, powiedziałam ci.
             Musisz płakać.
                 – Abele płacze… – ślinił się, roześmiany.                        299
   294   295   296   297   298   299   300   301   302   303   304