Page 287 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 287

– Rabinie kochany, jak tu się nie martwić? – zawołał ktoś zrozpaczonym
             głosem i zaraz dołączyli do niego inni. Patrzono na rabina, jak gdyby postradał
             zmysły.
                 – Mamy tu przecież wyraźnie do czynienia z dybukiem! – odezwał się jakiś
             inny głos. – Demon postanowił zetrzeć z powierzchni ziemi całe Bociany i kto
             wie, kto mu jeszcze pomaga, niech nas Bóg strzeże! Dlaczego nie chcecie tego
             dostrzec, rabinie kochany?
                Tym, co rabin skłonny był zobaczyć, było to, że sen Perli oznaczał zły znak, zły
             omen. Zarówno Perla, jej matka, jak i zgromadzeni u niego ludzie przeczuwali
             jakieś nieszczęście, które już wisiało nad ich głowami, choć jeszcze nie były wi-
             doczne żadne dowody jego istnienia. Tego jednak rabin nie chciał zgromadzonym
             ludziom powiedzieć.
                 Potrząsnął głową niczym spłoszony, krnąbrny źrebak i odpowiedział:
                 – Wi kumt Haman in der Ma-Nisztana arajn?  Po pierwsze demon nie jest
                                                      17
             dybukiem – nie mylcie jednego z drugim. Poza tym demon nie jest człowiekiem
             z krwi i kości, a więc nie może nas skrzywdzić tak, jak człowiek. Ażeby demony
             nie mogły nam zaszkodzić, wystarczy, żebyśmy się trzymali naszego Prawa. Za-
             pewniam was, że nie mamy się czego obawiać!
                 – Chcecie powiedzieć, rabinie kochany – zawołał ktoś – że Perla, córka szoj-
             cheta, nie jest dobrą, pobożną, żydowską córką? – Wzburzony i obrażony tłum
             potrząsał głowami.
                 – Jest – przyznał rabin. – I jej matka również jest… świętą kobietą. Ale… ale,
             widzicie, panowie, jest taki rodzaj świętości, który graniczy z grzechem…
                Widział, że swoimi słowami sprawia im jeszcze więcej bólu, że nie rozumieli,
             co chciał im powiedzieć. Kiedy tak stał, otoczony ciasno ze wszystkich stron cia-
             łami – był sam, osamotniony i oddzielony od nich w ich bólu. Jego wysiłki na nic
             się nie zdawały. Czuł to całym swoim sercem. A przecież był ich rabinem. Lepiej
             było błądzić, a nawet grzeszyć razem z nimi, niż opuścić ich w godzinie udręki.
             Zmusił się więc do uśmiechu, jak gdyby zamierzał im ustąpić.
                 – Drodzy moi! – zawołał. – Jakby nie było, sen jest głupcem i można go prze-
             chytrzyć.
                 – Jak, rabinie kochany? – pytano. – Kto może mieć wpływ na ludzkie sny, do
             tego jeszcze sny kobiety?
                Rabin wyprostował się.
                 – Nie martwcie się! – powiedział stanowczym głosem. Podjął decyzję. – Są
             sposoby.
                 – A co z Moszele? Czy powinien rozwieść się z Perlą?
                 – Broń Boże! – zawołał rabin. Próbował przemówić do ludzi, odwołując się do



             17   (jid.) – dosł. Skąd bierze się Haman w czterech pytaniach sederowych? W znaczeniu: Co ma pier-
                nik do wiatraka?                                                  287
   282   283   284   285   286   287   288   289   290   291   292