Page 286 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 286

Pierwszą sugestią, na którą rabin bez oporów się zgodził, było utrzymanie całej
           sprawy w tajemnicy przed gojami. Mężczyźni zobowiązali się, że nakażą dochowa-
           nie sekretu swoim żonom. W tej kwestii można było na bocianieckich kobietach
           polegać – pilnowały nawet, żeby dzieci nie podsłuchiwały, kiedy matki szeptały
           między sobą. Chodziło tu bowiem dosłownie o sprawę życia i śmierci. Gdyby goje,
           nie daj Boże, dowiedzieli się, co się wydarzyło, natychmiast przekręciliby wszystko
           i powiedzieliby, że żydowskie kobiety zabrały się za uwodzenie ich i wciąganie do
           swoich łóżek, żeby później dokonali konwersji na judaizm. Wszystko to zaś w celu
           zniszczenia gojskiej religii. Nie stanowiło różnicy, czy chodziło tu o katolicyzm,
           czy o prawosławie, ponieważ było to właściwie to samo, tylko w innej formie.
           Prawosławie zaś było religią cara Mikołaja, który zaraz przysłałby do sztetla pułk
           Kozaków, a miejscowi goje pomagaliby im, jak to goje potrafią, i doszłoby – me
           zol dos gorniszt brengn farn mojl  – do pogromu jak w Kiszyniowie. Gdy tylko
                                      16
           rabin zgodził się na pierwszy postulat – by sprawę trzymać w tajemnicy przed
           gojami, zarzucono go dalszymi istotnymi pytaniami. Po pierwsze: „Czy Moszele
           powinien od razu rozwieść się z Perlą, a potem trzeba starać się wszelkimi spo-
           sobami przepędzić demona z jej snów, czy też należało najpierw próbować tego
           drugiego i dopiero, jeśli to nie zadziała, przeprowadzić rozwód?”. To pytanie od
           razu wywołało następne, mianowicie: „Czy jeśli Moszele nadal będzie mieszkał
           z żoną, to czy może nadal z nią sypiać, podczas gdy ona sypia jeszcze w snach
           z demonem, czy też nie wolno mu zbliżać się do niej?”. Zadawano jeszcze wiele
           innych, równie ważnych pytań.
              Rabin był tak sfrustrowany, że jego zazwyczaj blada, szlachetna twarz – po-
           czerwieniała, a czarne, głębokie oczy, zwykle pełne nieziemskiego, łagodnego
           blasku, wyglądały teraz jak dwie otchłanie rozpaczy.
              – Moi drodzy! – zawołał jękliwym, proszącym głosem. Stał pośród tłumu
           mężczyzn, górując nad nimi niczym czarny filar strapienia: w czarnej kapocie,
           z piękną, czarną brodą spływającą w nieładzie na piersi. – Moi drodzy, nie ma
           żadnego powodu do zmartwienia. Czego tu się bać? Czy musicie przejmować
           się taką naturalną rzeczą, jak zły sen kobiety? Powiedziałem wam przecież, że
           sny są niczym innym jak szaleństwami ludzkiego umysłu, które pobrzmiewają
           w naszych głowach, gdy śpimy, żeby nie dręczyć nas podczas dnia. Sny są jak
           worek myśli-śmieci, które nasze umysły wyrzucają, żeby wymiotły i rozwiały je
           wiatry zapomnienia. Jeśli będziecie cierpliwi, to ta kobieta, Perla, sama uwolni
           się od swojego demona. Ponieważ szaleństwa ludzkiego umysłu wyczerpują się
           ciągłym powtarzaniem się w snach. Zużywają się… Zanikają… Tak… – Zauważył
           zniecierpliwione, zagubione spojrzenia i zatroskane twarze otaczających go ludzi.
           Jego oczy zaszkliły się, jakby miał się zaraz rozpłakać. – Nie martwcie się, moi
           drodzy – prosił ich.


    286    16   (jid.) – Nie powinno się tego w ogóle wypowiadać.
   281   282   283   284   285   286   287   288   289   290   291