Page 283 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 283

biały fartuch uszyty z kupionego u mnie materiału, obszyty koronkami. Zdjął z szyi
             srebrny krzyż… I wtedy dostrzegłam, że to nie żaden krzyż, tylko nóż rzeźnicki
             z ognistoczerwonym ostrzem, jak nóż ojca podczas zarzynania. I… obnażył mnie
             i rozciął moje ciało pod brzuchem… Oj, mamusiu…
                 – Musiałaś jednak czymś zgrzeszyć, córeczko. Zrobiłaś coś zakazanego,
             Perlo, skarbie, oby spadło to na głowy naszych wrogów, moje dziecko. – Sara-
             -Lea płakała, lecz jej głos brzmiał trochę spokojniej. – Popełniłaś jakiś grzech,
             a demon to wykorzystał i przyszedł dręczyć cię we śnie. Oby się to nie wydarzało
             tak często, jak się wydarza. Podda się ciebie porządnym zamowom… Wrzucisz
             trochę więcej do puszek na datki, kupisz świece do synagogi, będziesz częściej
             odwiedzała położnice i miejmy nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
                 – Nie rozumiesz, mamusiu kochana… – wyjąkała zrozpaczona Perla. – Wszyst-
             kiego już próbowałam. Nie chciałam ci wcześniej nic mówić, żeby cię nie martwić.
             Byłam już chyba dwadzieścia razy u reb Sendera… i u zamawiaczek, ale…
                 – Ale co?
                 – On dalej przychodzi do mnie każdej nocy. Każdej jednej nocy. Tydzień po
             tygodniu… Nawet w szabas i niedziele…
                W kuchni zapadła cisza. Po chwili Binele usłyszała zachrypnięty, stłumiony
             głos Sary-Lei:
                 – Ksiądz przychodzi do ciebie we śnie każdej nocy, wchodzi do twojego
             łóżka i…
                Perla pokiwała przytakująco głową. Zdawało się, że zabrakło jej sił do płaczu,
             ponieważ teraz ledwo co szeptała:
                 – I… nie mogłam już dłużej tego wytrzymać, więc opowiedziałam Moszelemu…
             ze wszystkimi szczegółami. Myślałam, że to pomoże. I wtedy dopiero spotkała
             mnie prawdziwa tragedia. Moszele nie chciał się więcej do mnie zbliżyć. Mówi, że
             nie chce żyć z kobietą, która sypia z demonem, nie ważne co ten demon robi mi
             we śnie. Zapowiada, że rozwiedzie się ze mną. Dzisiaj rano obudził mnie płacz.
             Patrzę, a to Moszele siedzi nad Gemarą i łka jak dziecko. Kiedy mnie zobaczył,
             powiedział: „Ladacznico jedna, albo ty odejdziesz z domu, albo ja”.
                 W kuchni znów zapanowało poruszenie. Ławka i stół zaskrzypiały, płacz
             i jęki zagłuszały słowa. Pośród wrzawy słychać było też teraz głos szojcheta.
             Binele zaczęła intensywnie zastanawiać się nad tym, co usłyszała, jednak nic
             nie mogła zrozumieć. Co jej ojciec powiedział księdzu? Dlaczego ludzie ze szte-
             tla rozzłościli się na niego i jaki miało to związek z tym, że ksiądz przychodził
             odwiedzać Perlę we śnie każdej nocy? I dlaczego kochający wesołe figle demon
             przebierał się za nudnego księdza i dopuszczał się takich szkaradzieństw w snach
             Perli? I kiedy tak siedziała skulona i senna pod drzwiami, przyszło jej do głowy,
             że skoro tak łatwo można pomylić demona z człowiekiem, to skąd właściwie
             można wiedzieć – kto tak naprawdę jest kim? Pomyślała zaraz, że ona sama
             jednak potrafiła rozpoznać tę różnicę na podstawie tego, jakie zaciekawienie
             ktoś w niej wzbudzał.                                                283
   278   279   280   281   282   283   284   285   286   287   288