Page 282 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 282

przecież, że o ile ksiądz nie stroni od nas, o tyle my stronimy od niego. Ludzie
           powiedzieli mi, że wszedł do sklepiku Josela Obeda. Wszyscy tłoczyli się przy
           wejściu, więc przepychałam się do samych drzwi. Zobaczyłam, jak ksiądz mówi
           coś do Josela, a Josel nie odwraca się od niego, tylko patrzy mu prosto w oczy
           i odpowiada mu zaraz z wielką złością, wiesz przecież, jak Josel potrafi… – Perla
           zniżyła głos i wskazała na drzwi, za którymi kucała Binele. – I słyszę, jak ksiądz
           zadaje Joselemu pytanie…
              – A więc jednak widziałaś księdza… – zajęczała Sara-Lea.
              – Tylko jego plecy, mamusiu, przysięgam ci. Patrzyłam na Josela. I słyszę jak
           ksiądz, niech jego imię zostanie wymazane, pyta Josela, dlaczego nasz Rebojne
           szel Ojlem jest taki mściwy, podczas gdy jego Bóg wręcz przeciwnie – jego Jojzel
                                                                           14
           mówi „kochajcie się”. Na to Josel wykrzyczał mu prosto w twarz: „Tak! Bo wy,
           goje, mordujecie, prześladujecie i prowadzicie wojny, a kochanie zostawiacie
           swojemu Bogu. My, Żydzi, nie mordujemy nikogo i nie prowadzimy żadnych wojen,
           dlatego zemstę zostawiamy naszemu Bogu”. Kiedy ksiądz odszedł, tłum bardzo
           się rozzłościł na Josela, dlaczego tak ostro mu odpowiedział, bo może to jesz-
           cze, nie daj Boże, ściągnąć nieszczęście na nasze głowy, i że nie musiał patrzeć
           księdzu prosto w oczy. Potem weszłam z powrotem do mojego sklepiku. Wszyscy
           klienci byli przerażeni. Słyszałaś przecież krążące po sztetlu pogłoski, że ksiądz
           szykuje się do czegoś… że car, niech jego imię będzie wymazane, przygotowuje
           do wydania dekretu nakazującego wszystkim Żydom chrzest, niech Bóg broni…
           bo buntownicy przeciwko carowi burzą się na potęgę i car mówi, że to Żydzi do
           tego doprowadzili. Pamiętasz przecież, jak wszyscy drżeli, żeby nikt, broń Boże,
           nie zakłócił nam pierwszej sederowej nocy… Żeby goje nie wzięli się za nas w tę
           właśnie noc… I więcej nic, mamusiu, przysięgam ci.
              – Jak to więcej nic? – Sara-Lea poczuła się jeszcze bardziej zbita z tropu.
              – Więcej nic. Siedziałam sobie potem w sklepiku i modliłam się w duszy do
           Rebojne szel Ojlem o spokojne święto. Dziękowałam mu z całego serca za to,
           że działa w tak niezwykły sposób i zesłał mi taką pokaźną sumę, żebym mogła
           przygotować piękny Pesach i nie musiała urabiać rąk po łokcie, by zarobić parę
           groszy. I ufałam, tak jak wszyscy Żydzi, że Wszechmogący wyratuje nas z gojskich
           rąk, tak, jak wyratował nas, wyprowadzając z Egiptu. – Perla złapała oddech, po
           czym wybuchnęła na nowo spazmatycznym płaczem. – I wszystko było dobrze…
           Przygotowałam taki piękny seder… Sama przecież widziałaś, mamusiu… I tej
           samej nocy, zaraz po sederze… zamiast Moszelego zobaczyłam we śnie tego
           niegodziwca. Powiedział do mnie „kochajcie się” i wślizgnął się do mojego łóżka.
              – Jakiego niegodziwca? Księdza?
              – Kogóż innego? Słyszysz przecież. Powiedział do mnie „kochajcie się” i…
           mamusiu najdroższa, nie zemdlej, miej litość nade mną… Miał na sobie nowy


    282    14    Jojzel – pejoratywne określenie w jidysz na Jezusa.
   277   278   279   280   281   282   283   284   285   286   287