Page 279 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 279
sposób usługiwać ich matce i ojcu. Miały jednak już własne rodziny, w związku
z czym nie mogły spędzać zbyt wiele czasu w domu rodziców. Binele robiła więc
co i kiedy chciała, a ponieważ w powietrzu czuć już było wiosnę – zbyt wiele robić
się jej nie chciało.
A kiedy Perlę, młodszą córkę Sary-Lei, spotkało wielkie nieszczęście, Binele
straciła wszelkie szanse na to, by stać się porządną dziewczyną.
Perla była oczkiem w głowie swoich rodziców. Nie zachowywała się jak
zwyczajna, dobra córka żydowska, lecz prawdziwa święta niczym sama
Sara bas Towim, nie tylko w stosunku do swoich rodziców, ale wobec każ-
dego człowieka, a zwłaszcza wobec kobiet w połogu. Zaopatrywała je
w czyste prześcieradła, gotowała dla nich rosół, zbierała szmaty na pieluchy.
Ponadto Perla, która była podobna do matki jak siostra bliźniaczka – miała
bladą cerę, zapadłe policzki, duże czarne oczy, wyraźne, gęste czarne brwi,
cienki, szlachetny nos i rozmarzony wyraz twarzy – dostała za męża młodzień-
ca, na jakiego zasługiwała. Był to pochodzący ze sztetla Chwosty bogobojny
uczony w świętych tekstach, do tego skromny i nieśmiały, o tak łagodnej du-
szy, że nawet muchy by nie skrzywdził. Tworzyli bardzo udaną parę i żyli ze
sobą jak dwa gołąbki. Moszele, mąż, dniem i nocą przesiadywał w bejt midra-
szu, a Perla prowadziła sklepik tekstylny na Pociejowie i wychowywała dzieci,
które zgodnie z bocianieckim zwyczajem, przychodziły na świat regularnie, raz
w roku.
Pewnego poranka, kiedy Binele jeszcze smacznie spała na słomianym sienniku
w sieni, rozległo się głośne pukanie do drzwi. Kiedy zaspana Binele otworzyła,
zobaczyła rozgorączkowaną i zapłakaną Perlę w koszuli nocnej, z przekrzywio-
nym czepkiem na głowie. Perla wpadła do kuchni, po czym zaczęła chodzić tam
i z powrotem między piecem a kubłem na odpadki, jak opętana. Pocierała twarz,
załamywała ręce i powtarzała wciąż:
– Oj, mamusiu…
Binele podała jej chochlę wody i Perla wypiła wszystko jednym haustem.
Zwilżyła twarz ostatnimi kroplami wody z dna chochli, zapięła barchanową
koszulę nocną pod szyją, po czym wpadła do drugiej izby, gdzie spali Sara-Lea
i szojchet. W następnej chwili matka i córka były w kuchni.
Sara-Lea mrugała zaspanymi oczami, pocierała sobie twarz i ledwo przytomna
wystękała:
– Co… Co ci się stało, Perlusiu, skarbie?
– Pomóż mi, mamo! Poliż mi oczy, szybko! – Perla chwyciła się Sary-Lei
i zbliżyła twarz do jej ust.
– Zaraz zasłabnę! – Sara-Lea splunęła trzykrotnie, zanim polizała powieki
córki siedem razy. – „Złe oko”, tak? Teraz już rozumiem. Oj, moje biedne dziec-
ko. – Nie mogła ustać na nogach, pociągnęła więc córkę za rękaw i razem
z nią opadła na ławę obok stołu. Siedząc, kołysała się w przód i w tył, szepcząc
z rozpaczą: – Biada mi! Na jednego, co umiera z naturalnych przyczyn, przypada 279