Page 280 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 280
dziewięćdziesięciu dziewięciu, którzy umierają z powodu złego oka… Słyszysz,
mój skarbie? Dziewięćdziesięciu dziewięciu… Oj, słabo mi.
Obie śmiertelnie blade kobiety padły sobie w ramiona. Oddychały z trudem
i nie były w stanie nawet płakać. Binele podała Perli jeszcze jedną chochlę wody.
Perla wysączyła trochę, zastękała, zanurzyła palce w chochli i przetarła sobie
czoło i głowę pod czepkiem.
W końcu wychrypiała:
– Tak, kochana mamusiu, już po mnie, nieszczęsnej… – Machnęła ręką,
dając w ten sposób znak Binele, żeby wyszła.
Binele weszła z powrotem do sieni. Zamierzała położyć się ponownie na
sienniku, ponieważ była jeszcze bardzo śpiąca, ale ciekawość jej nie pozwoliła.
Przyklękła na podłodze obok zamkniętych drzwi kuchennych i przykładała raz
oko, raz ucho do dziurki od klucza.
– No, nie każ mi dłużej czekać, córeczko. – Binele usłyszała łzawe wzdychanie
Sary-Lei. – Muszę przecież wiedzieć, co to za złe oko, żebym mogła zacząć coś
z tym robić, Perlusiu, skarbie… Oj, ja nieszczęśliwa.
Perla załkała gwałtownie:
– I tak tego nie wytrzymam. Wykończę się… Słyszysz, mamusiu? Wykończę
się!
– Tfu, tfu… – Sara-Lea splunęła. – Oby lepsze wieści były mi obwieszczone,
moje dziecko. Na litość boską! – głos Sary-Lei był coraz bardziej zdesperowa-
ny. – Powiedz mi wreszcie, co się stało. Człowiek nie wykańcza się wszak tak
szybko. Mamy dziś, dzięki Bogu, pierwszorzędne środki na odczynianie nawet
najgorszego złego oka… Rebojne szel Ojlem jest dobrym ojcem…
– Nie, nie jest… – wybuchnęła Perla.
– Jak to nie jest? – Sara-Lea nie posiadała się z oburzenia. – Spluń trzy razy!
Nie mówisz jak moje dziecko, tylko jakbyś była opętana, Boże uchowaj…
– Jestem, mamusiu kochana, jestem!
– Przestań już, Perlo. Nie mogę słuchać takiego gadania. Mówisz, jakby opętał
cię demon, Boże dopomóż nam!
– Opętał mnie, mamusiu kochana… Opętał…
– Jak? Kto?
– Ksiądz, mamo kochana…
– Jaki znowu ksiądz, do licha? Mówisz od rzeczy. Może masz gorączkę? –
Przyłożyła dłoń do czoła Perli. – Tak, jesteś rozpalona jak piec.
Perla ujęła dłoń matki w swoje ręce.
– Tak, płonę… ale gdybym tylko mówiła od rzeczy, mamusiu… gdybym po-
stradała całkiem zmysły, nie czułabym tego strasznego bólu.
– Jakiego bólu? Pokaż mi, gdzie cię boli.
– Całe moje ciało i życie mnie boli, mamusiu… – zaszlochała Perla, po czym
wyznała wzburzona: – Moszele nazwał mnie ladacznicą dzisiaj rano, on – na
280 chwilę straciła oddech – on… powiedział, że już nigdy więcej się do mnie nie