Page 231 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 231

– Mamo… Może byłoby dobrze, żebym się ożenił?
                Jankew poczuł ukłucie zazdrości, że Szolem postanowił zrobić coś konkret-
             nego – pójść na kest . Szybko policzył w głowie, ile lat jeszcze będzie musiał
                                5
             czekać, żeby móc zrobić to samo. Hinda podniosła wzrok znad roboty i spojrzała
             na niego zaskoczona. W końcu uśmiechnęła się:
                 – Jeśli chcesz, będziemy się rozglądać za narzeczoną dla ciebie. Reb Mena-
             szel Szadchen jest przecież moim dobrym przyjacielem.
                 Szolem otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz zaraz je zamknął. Nie lubił
             dużo mówić. Przygryzł wargi i nawet w półmroku można było zobaczyć, że jego
             twarz bardzo poczerwieniała. Machnął ręką:
                 – Nie pali się.
                 Hinda dobrze znała swoje dzieci i od razu wyczuła, że Szolem rwał się do
             ożenku i o niczym innym nie myślał. Postanowiła więc zebrać się w sobie i udać
             się do reb Menaszela Szadchena. Miała nadzieję, że nie będzie tak nietak-
             towny, by przedstawiać jakieś partie dla niej, gdy przyjdzie do niego w sprawie
             narzeczonej dla jej syna. Poza tym była już przecież starą kobietą, skoro miała
             dziecko w wieku odpowiednim do zawarcia małżeństwa. To, że jej twarz i ciało
             nie były jeszcze mocno pomarszczone i tylko ręce miała szorstkie i chropowate,
             zawdzięczała swojej wyjątkowo dobrej cerze. Jej charakter również nie zmienił
             się zbytnio z biegiem lat. Tak samo jak niegdyś potrafiła się rozmarzyć, lubiła się
             śmiać i śpiewać. Jednak na co dzień, gdy jej serce było ciężkie od obaw i trosk,
             czuła się już jak stara kobieta.
                Wybrała się do domu reb Menaszela i odbyła z nim długą rozmowę o jej synu
             – Szolemie. Zapewniła, że mimo młodego wieku był on już dojrzałym człowie-
             kiem, cu Got un cu lajt , z głową na karku, do tego nie leniwym, tylko spokojnym
                                6
             i skromnym, na którego słowie można zawsze polegać; nie mówiąc o tym, jaki był
             przystojny, ujmujący i jakie miał wspaniałe pochodzenie. Na koniec podkreśliła,
             iż nie wyssała sobie zalet Szolema z palca i nie mówiła o nim w ten sposób tylko
             dlatego, że była jego matką. Wszystkie matki w sztetlu zazdrościły jej takiego
             syna.
                 Hinda wyszła od reb Menaszela niezmiernie zadowolona. Nawet jednym sło-
             wem nie wspomniał o partiach dla niej i wysłuchał jej bardzo cierpliwie, chociaż
             akurat spieszył się, by zaaranżować ważne małżeństwo w Chwostach. Zapisał imię
             Szolema w swoim pękatym notesie i obiecał zrobić, co w jego mocy. Hinda była
             pewna, że reb Menaszel wyszuka dla Szolema nie jakąś zwyczajną narzeczoną,
             lecz taką, jakiej w Bocianach jeszcze nie widziano. Myśląc o tym, otarła łzę z oka.
             Wkrótce po raz pierwszy poprowadzi swoje dziecko pod ślubny baldachim. Tak


             5    Kest (jid.) – utrzymanie, wikt i opierunek, żydowska tradycja utrzymywania zięcia i jego rodziny
                przez rodzinę wydanej za mąż córki, by mógł kontynuować studia talmudyczne.

             6    (jid.) – dosł. do Boga i do ludzi – zarówno pobożny, jak i życiowy, lubiący rzeczy doczesne.  231
   226   227   228   229   230   231   232   233   234   235   236