Page 230 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 230
nasze dusze przyczepione są do pasm światła, które przędzie sama Szechina.
Ponadto reb Sender powiedział mi, że jest jeszcze dwudziesta trzecia litera,
której nie widzimy, podobnie jak liter, które znajdują się w białych miejscach
pomiędzy słowami, i dopiero kiedy przyjdzie Mesjasz, będziemy w stanie zo-
baczyć to wszystko. Wtedy też całą Torę będzie się odczytywać w inny sposób,
ponieważ litery będą inaczej zestawione… Jednak będą to wciąż te same litery,
Jankewie…
Następnego dnia siedział z księgą przy otwartym oknie. Studiował pilnie, nu-
cąc półgłosem – jednak litery pozostawały na papierze i słowa, które formowały
jego usta, nie przenikały do umysłu.
Od czasu do czasu odrywał oczy od księgi i spoglądał na ogród zakonnic
lub jeszcze dalej – na pola. Widział wracające z pastwisk krowy, przyglądał się
ostatnim bocianom, które jeszcze nie odleciały i siedziały na dachach. Gdzieś
w oddali ktoś grał na harmoszce. Gdy Jankew przyglądał się rozciągającemu
się przed jego oczami krajobrazowi i przysłuchiwał się dobiegającym z zewnątrz
dźwiękom, wszystkie dręczące go pytania scaliły się w jedno: „Jaki jest sens
tego wszystkiego?”. Zaraz po nim pojawiło się następne, bardziej konkretne:
„Jaki jest sens mojego życia?”. A w końcu te dwa pytania zlały się w jedno,
zasadnicze: „Co powinienem zrobić?”. Wprawdzie matka nie była już dla niego
tak ważna jak kiedyś, jednak był jej synem i to zobowiązywało go do lojalności
wobec niej.
Kiedy tak siedział przy oknie, usłyszał łagodny głos Hindy:
– Dlaczego siedzisz cały wieczór w dusznej izbie? Idź, przespaceruj się trochę.
Jesteś taki blady. – Podeszła do niego, ujęła go pod ramię i wychyliła się przez
okno. – Czy wiesz, jak pięknie pachnie na zewnątrz? – z rozkoszą wciągnęła powie-
trze. – Słyszysz, jak świerszcze się rozśpiewały? Jutro też będzie piękny dzień.
Jankew nie mógł znieść jej bliskości.
– Nie wiem, czego ode mnie chcesz – rozzłościł się i wyszarpnął ramię z jej
uścisku. – Jestem na dworze, każesz mi siedzieć w domu, a jak siedzę w domu,
wyganiasz mnie na dwór.
3
Piękne dni złotej jesieni przeminęły. Świat opanowała szaruga z silnym desz-
czem i wiatrem. Jankew przez cały dzień był w domu, ponieważ w podeszwach
jego butów zrobiły się dziury. Wieczorem Hinda usiadła przy stole i przy świetle
stojącej na nim lampy naftowej zaczęła łatać sukienkę Gitli.
Do mieszkania wszedł Szolem, powiesił na gwoździu mokry od deszczu chałat
i usiadł przy stole naprzeciwko matki. Jego twarz, tylko z jednej strony oświetlona
bladym światłem lampy, częściowo pogrążona była w cieniu. Po długiej chwili
230 milczenia odezwał się zachrypniętym głosem: