Page 210 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 210

w swojej mocy? Jednak on nie pozwalał, by owładnęły nim takie myśli. Był panem
           samego siebie, nie tracił kontroli nad swoimi czynami – i to było najważniejsze.
              Spojrzał Fiszelowi prosto w twarz i zauważył:
              – Im silniejsze ciało, tym trudniej trzymać się w ryzach.
              – Prawda – westchnął Fiszel. – Silne ciało to przekleństwo.
              – Broń Boże! – Josel pokręcił głową. – Przekleństwem jest posiadać słabą wolę.
              – Ale ty masz silną wolę, Joselu, a jednak mówisz, że twoje silne ciało
           jest też twoim nieszczęściem, tak? – Fiszel stał pochylony lekko do przo-
           du i wpatrywał się w pot, który wystąpił na czoło Josela, jak w objawienie.
           – Tak przypuszczałem – westchnął, jak gdyby kamień spadł mu z serca.
           – I masz rację, Joselu, że ożenek nie pomaga, co widać przecież po mnie.
           Choć z drugiej strony – Żyd musi mieć żonę. Bez tego lud Izraela nie może
           przetrwać i… i bez tego już zupełnie nie dałoby się wytrzymać. Dlatego też
           dziwię się…
             W rzeczywistości Fiszel właśnie przestał się dziwić. Pot na czole Josela oraz
           jego niespokojny wzrok, który zaczął skakać po Pociejowie, jak gdyby szukał
           drogi ucieczki, świadczyły o tym, że jednak nie wszystko, co opowiadał o nim
           reb Lejbele Szames, było wyssane z palca.
              Serce Fiszela zapłonęło nagle odwagą komendanta straży pożarnej i wyznał:
              – Jestem w pułapce… Muszę się uwolnić… Potrzebuję kobiety… sziksy!
             Josel zatrzymał wzrok na Fiszelu i jego krótkowzroczne oczy rozwarły się
           szeroko. Jeszcze nigdy nie chciało mu się tak śmiać, jak w tej chwili, jednak nie
           uśmiechnął się nawet, tylko uniósł brwi, jak gdyby chciał się Fiszelowi lepiej
           przyjrzeć.
              – I dlatego przyszedłeś do mnie? Czy ja handluję sziksami, na litość boską?
             Cała niepewność co do samego siebie zniknęła naraz z serca Josela. Poucza-
           nie Fiszela nie było jego sprawą i nie miał ochoty brać się do tego z litości. Fiszel
           był po prostu śmieszny. Ile czasu minęło odkąd ten „cadyk” przyszedł do niego,
           by pouczać go o jidyszkajt ? Teraz, kiedy pojawił się tu z tym tragikomicznym
                                 5
           wyznaniem, trzeba było być z żelaza, tak jak Josel, żeby albo nie złapać się za
           boki ze śmiechu, albo nie pęknąć ze złości.
             Fiszel był zbyt zaabsorbowany sobą, żeby zauważyć, jakie struny poruszył
           w duszy Josela. Ośmielony pierwszym wrażeniem, jeszcze bardziej nachylił się
           do niego i kontynuował gorącym szeptem.
              – Widzisz, to właściwie nie tyle kobiece ciało jest tym, co… co mnie pociąga…
           Ciągnie mnie… sam nie wiem do czego… może po prostu do grzechu. Tak, już
           dawno mogłem sobie znaleźć jakąś porządną sziksę. Nie chcę się przechwalać
           przed tobą, ale nie możesz zaprzeczyć, że, bez uroku, mam niczego sobie po-
           sturę. Potrafię też zażartować i rozweselić ludzi. Kobiety, które przychodzą do


    210    5    Dosł. żydowskość, w rozumieniu: żydowskie prawo, tradycja i styl życia.
   205   206   207   208   209   210   211   212   213   214   215