Page 208 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 208
Jednak dobre, czyste intencje sąsiadek na niewiele się zdały. Binele znajdo-
wała swoje drogi i sposoby, żeby niepostrzeżenie wymknąć się z domu. Sąsiadki
ponownie doszły do jednomyślnego wniosku, że „dalej tak być nie może”. Oba-
wiały się, że oszczędzanie Joselowi dodatkowej zgryzoty doprowadzi w końcu do
tego, że jeśli się o wszystkim dowie, dostanie apopleksji. Sprawa była poważna,
ponieważ powietrze wokół Binele pachniało już, Boże uchowaj, konwersją na
chrześcijaństwo. Sąsiadki nie mogły dłużej brać na siebie tak ogromnej odpo-
wiedzialności i postanowiły donieść o całej sprawie Joselowi.
Josel miał właśnie jeden ze swoich „koślawych” dni. Źle spał minionej nocy,
dręczony koszmarami. Jak zwykle nic z nich nie pamiętał, jednak w żaden sposób
nie mógł otrząsnąć się z mrocznych cieni, które przez cały dzień ciążyły mu na
sercu. Był bardzo z siebie niezadowolony.
Tego dnia nie wybrał się do wsi i posłał swoją najstarszą córkę do domu,
żeby ugotowała coś do jedzenia. Odkąd zaczął chodzić po wsiach z towarem,
przynosił stamtąd dość warzyw, by cała rodzina mogła zjeść każdego dnia trochę
gotowanej strawy. Josel był sam w swoim sklepiku z wapnem i kredą i korzystał
z okazji, żeby „poprzeżuwać” w spokoju swoje myśli.
Stał jak zwykle na progu oparty o framugę drzwi i kołysał się lekko w przód
i w tył, czekając na klientów. Nagle obok niego pojawił się Fiszel Rzeźnik.
Twarz Fiszela miała śmiertelnie poważny, zdesperowany wyraz. Tym razem
wybrał się do Josela, by porozmawiać z nim o sobie samym, gdyż jego osobiste
problemy stały się dla niego zupełnie nie do zniesienia. Czuł się wciąż oszołomiony
i zagubiony po dziwnej wizycie i zniknięciu „rebego złodzieja”, którego nauczanie
wstrząsnęło nim do głębi. Tak dobrze usprawiedliwiało jego grzeszne namiętno-
ści, że gdyby nie fakt, iż z domu zniknęła para srebrnych świeczników – śmiało
podążyłby drogą grzechu.
Teraz całą nadzieję pokładał w Joselu i był jeszcze bardziej niż wcześniej
przekonany, że tylko on mógł zrozumieć jego gorzką dolę. Podobnie jak inni
mieszkańcy Bocianów, nasłuchał się plotek o podejrzanych poczynaniach Josela
we wsiach i, tak jak inni, nie wierzył w ani jedno słowo tych wszystkich historii.
Jednak coraz bardziej paliła go ciekawość, jak Josel radził sobie bez kobiety,
i tym razem postanowił otworzyć przed nim serce. Josel był wprawdzie zimnym
draniem, skąpym zarówno w słowach, jak i w okazywaniu przyjaźni, równocze-
śnie jednak był jedynym, który mógł dotrzymać tajemnicy. Poza tym wiedział,
jak mężczyzna powinien postępować w życiu i z racji własnego położenia, mógł
posłużyć radą.
Fiszel udawał, że nie zauważył kamiennej twarzy Josela. Nie był w stanie
dłużej trzymać w sobie swojej tajemnicy, ponieważ obawiał się, że mógłby, broń
Boże, wybuchnąć lub odejść od zmysłów. Stanął naprzeciwko Josela, oparł się
o framugę drzwi i zaczął powoli, szeptem, niekontrolowanymi, chaotycznymi
słowami rozwijać przed nim panoramę obrazów ze snów, w których dręczyły go
208 cielesne żądze i zbrodnicze zapędy.