Page 201 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 201
W rzeczywistości jednak jej głowa była stale zaprzątnięta czymś innym.
Próbowała ciągle wymyślić jakiś fortel, dzięki któremu mogłaby spędzić trochę
czasu przy Jankowej lub przynajmniej doprowadzić do tego, żeby dzieci nagle
zgłodniały i pobiegły do chaty, a potem wyszły z kawałkiem chleba, ogórkiem czy
odrobiną kapusty i podzieliły się z nią kęsem. W międzyczasie zawsze czatowała
na sprzyjającą chwilę, żeby samej chapnąć coś do zjedzenia.
Zaczęła się uczyć nowych słów i wyrażeń w mowie chłopów i niepostrzeżenie
dla samej siebie coraz mniej musiała uciekać się do „języka na migi”. Kiedy
bardzo tęskniła za bliskością Jankowej, udawała, że w żaden sposób nie może
dogadać się z Jadwisią, nie rozumie jej i bardzo jest z tego powodu zmartwiona,
a wtedy Jadwisia zaciągała ją do domu, żeby Jankowa służyła im za tłumaczkę.
To były wspaniałe chwile. Mama Jadwisi była wprawdzie zawsze zbyt zajęta
innymi sprawami i podirytowana, żeby zaprzątać sobie głowę tym, co mówią
dzieci, więc nie słuchała ich uważnie. Jednak Binele miała wtedy okazję stać
zaraz obok niej, tak blisko, że czuła ostry zapach ciała chłopki i mogła przyglą-
dać się, jak pulsuje jej ciężarny brzuch. I Jankowa zwracała się wtedy prosto do
niej – do Binele! W ten sposób, częściowo z pomocą Jankowej, częściowo bez
niej, Binele z Jadwisią stworzyły sobie swój własny mieszany język, za pomocą
którego się porozumiewały i zostały prawdziwymi koleżankami – na zawsze.
Chociaż jej pomocy w domu Jankowej nie potrzebowano – było tam pełno
dzieci w różnym wieku – Binele z czasem zaczęła umykać od zabaw i z własnej
woli pomagała ciężarnej chłopce. Obierała kartofle, zmywała naczynia, zamia-
tała, sprzątała – tak, jak robiła to u sąsiadek ze swojej ulicy, jednak z większym
zapałem i chęcią, by się przypodobać. Nawet kiedy Jankowa wyraźnie kazała coś
zrobić Jadwisi czy innemu dziecku, Binele zgłaszała się na ochotnika.
„Zrobię to raz-dwa!” – zapewniała. W ten sposób udawało się jej upiec dwie
pieczenie przy jednym ogniu: Jankowa ją chwaliła, a dzieci były jej wdzięczne,
że je wyręczyła.
Sama nie wiedziała, dlaczego to robi – dlaczego przebywanie w pobliżu Jan-
kowej, kręcenie i krzątanie się wokół niej sprawiało jej tak wiele przyjemności.
Zapach chłopki, opiekuńcze, kojące ciepło, które emanowało z jej dużego ciała,
przyciągały Binele z ogromną siłą.
Serce Binele było tak przepełnione zachwytem dla Jankowej, że nie mogła
się dłużej powstrzymać i zwierzyła się Jadwisi:
– Wiesz, bardzo lubię twoją mamę.
Jadwisia z roztargnieniem odrzuciła warkoczyki na plecy i skrzywiła się.
– Ja nie lubię jej tak bardzo, kiedy nosi.
Binele nie rozumiała.
– Co nosi?
Na ustach Jadwisi pojawił się krzywy uśmiech. Spojrzała znacząco na Binele
i mrugnęła okiem.
– Ślepa jesteś? Nie widzisz, jaki ma brzuch? 201