Page 200 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 200

Jadwisia goniła się z innymi dziećmi pomiędzy kurami, gęsiami, krową, paroma
           świniami i psem, a jej mama krzątała się przy wozie – wyprzęgła konia, wypako-
           wała puste kosze, miski i bańki, z których skapywał biały, mleczny płyn. Binele
           ślina napłynęła do ust. Długie warkocze chłopki z wplecionymi luźno wstążkami
           tańczyły na jej plecach, gdy się poruszała. Binele ogarnął nagle dojmujący smutek
           i uciekła do domu.
             Następnego dnia zaraz o poranku pobiegła w to samo miejsce przy płocie.
           Tak bardzo stęskniła się za Jadwisią, że kiedy tylko dostrzegła, iż wychodzi na
           podwórze, nie mogła się powstrzymać i zawołała ją. Jadwisia zbliżyła się do
           płotu, skacząc przez sznurek służący jej za skakankę. Złapała Binele za rękaw,
           wciągnęła na podwórko i zaczęła oprowadzać ją po obejściu, nie przestając pa-
           plać w swoim chłopskim języku. Binele nie rozumiała ani słowa, mimo to ciągle
           potakiwała głową.
             Jakiś czas turlały się po sianie w stodole razem ze starszymi i młodszymi
           siostrami oraz braćmi Jadwisi. Potem matka nakazała coś dzieciom i wszystkie
           ruszyły przez pole na torfowisko, gdzie nakradły kawałki torfu, schowały pod
           ubranie, po czym zaraz wróciły do domu. Starsze dzieci na kolejne polecenie
           matki znowu gdzieś zniknęły, ale Jadwisia została z Binele na podwórzu i uczyła
           ją skakać przez „skakankę”.
             Pies chciał koniecznie skakać razem z Binele, ale krzyknęła na niego „Paszoł
           won!”, jak gdyby każdego dnia miała do czynienia z psami. W rzeczywistości jej
           siostry, brat i wszystkie dzieci z ich ulicy bardzo bały się psów. W Bocianach psy
           trzymali bowiem tylko goje. Binele jednak udawała, że nic jej nie zaskakiwało
           i że była za pan brat ze wszystkim, co ją tu otaczało, choć tak naprawdę wiele
           rzeczy po raz pierwszy widziała z bliska.
             Jadwisia poczęstowała ją odrobiną zepsutego kwaśnego mleka z butelki.
           Przełykając je, Binele poczuła, jak coś łagodnego i przyjemnie chłodnego gładzi
           ją wewnątrz, łagodzi napięcie, gasi dławiące jej gardło ciekawość i pragnienie
           czegoś – sama nie wiedziała czego.
             Potem poszła razem z Jadwisią na łąkę wypasać krowę.

                                           2

           Z czasem Binele stała się częstym bywalcem w domu Jankowej, mamy Ja-
           dwisi. Z Jadwisią i innymi gojskimi dziećmi porozumiewała się „na migi”, to
           znaczy każde z nich mówiło własnym językiem, pomagając sobie przy tym
           rękoma. Już samo to było bardzo komiczne. Binele starała się śmiać głośniej
           od chłopskich dzieci, okazywać więcej radości z zabawy z nimi i pokazywać
           im na każdym kroku, jak bardzo się jej podobają. Uważała, żeby nie prze-
           ścigać ich w bieganiu, wspinaniu się, skakaniu, by nie ukrywać się za do-
           brze podczas zabawy w chowanego – wszystko po to, żeby nie przestały jej
    200    lubić.
   195   196   197   198   199   200   201   202   203   204   205