Page 198 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 198

Nagle przyszło jej na myśl, że nawet jeśli nie było możliwym zaznajomić się
           z piękną mamą, mogła spróbować zaprzyjaźnić się z jej córeczką. Opłacało się
           spróbować, choćby i narażając się na kolejnego klapsa od chłopki. Może przy
           okazji odrobina szczęścia spadnie też na nią, na Binele.
              Zrobiła krok w stronę Jadwisi i powiedziała odważnie:
              – Masz piękne korale!
             Jadwisia nie rozumiała ani słowa w jidysz i pomyślała, że Binele prosi ją o łyk
           wody. Podała jej więc dzbanek, żeby się napiła.
              Binele nie była spragniona, ale wlała w siebie tyle wody, ile mogła. Dało jej
           to czas, by dojść do siebie, opanować trochę podekscytowanie, które ogarnęło
           całe jej ciało i wywołało zamęt w głowie. Piła tak chciwie, że aż się zachłysnęła
           i połowa wody z dzbanka rozlała się po jej podbródku, spływając po szyi i mocząc
           sukienkę. Dopiero kiedy usłyszała śmiech Jadwisi, oderwała usta od dzbanka
           i też się roześmiała. Obtarła twarz rękawem, robiąc przy tym grymasy, żeby
           jeszcze bardziej rozbawić Jadwisię. Z dzbankiem w ręce ruszyła w stronę pompy,
           by napełnić go z powrotem wodą. Jadwisia poszła za nią i potem już cały dzień
           spędziły razem.
             Wędrowały po Pociejowie i zaglądały do sklepików. Kiedy szło się tak we dwie,
           trzymając się za ręce, wszystko wydawało się być zupełnie inne, wyglądało inaczej.
              Przyprawy w sklepiku korzennym miały teraz nowe zapachy, potrawy na
           straganach przemawiały do nozdrzy i oczu całkiem innym językiem. Gliniane
           garnki, wiadra, rondle i patelnie, a nawet drewniane łyżki, przybrały inne kształty,
           inne, żywsze kolory. Sklepiki ze świecami stearynowymi, pudłami tytoniu i gilz
           oraz sklepik z mydłem reb Sendera Kabalisty wyglądały teraz jak przemienione
           – niczym jakieś tajemnicze, zaczarowane zakątki. Piekarnia z chlebem, białym
           pieczywem i biszkoptami, które Binele tak lubiła, wyglądała jak sam raj. A jak
           pięknie było w sklepikach, w których można było kupić metry przeróżnych,
           kolorowych materiałów, perkal na ubrania, barchan, kretony w najwspanialsze
           wzory, sztuki jedwabiu i aksamitu!
              Gdy wędrowało się dalej, można było podziwiać sklepiki z gotowymi
           strojami różnych rozmiarów – od małych do dużych, a także z bielizną, rę-
           kawiczkami i nakryciami głowy. Oprócz tego był jeszcze sklepik Hindy Wdo-
           wy z kolorowymi wstążkami, pończochami, lusterkami, koralami, wszel-
           kiego rodzaju spinkami do włosów, szpilkami i guzikami… Czego tam nie
           było?
              Ponadto po drugiej stronie Pociejowa znajdowały się warsztaty rzemieśl-
           ników: warsztat krawca, gdzie maszyna do szycia o nazwie Singer nuciła swą
           niekończącą się melodię, czy szewski warsztat, gdzie Melech Szewc siedział na
           niskim stołku i wyjmując spomiędzy zaciśniętych ust małe gwoździe, wbijał je
           jeden po drugim w podeszwę trzymanego na kolanach buta. Dalej były jeszcze
           warsztaty kapelusznika, kotlarza, szczotkarza, stolarza – jeden ciekawszy od
    198    drugiego!
   193   194   195   196   197   198   199   200   201   202   203