Page 197 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 197

złote chałki i kołysząc się przy każdym jej ruchu, przyciągały wzrok. Binele jeszcze
             nigdy w życiu nie widziała takiej wspaniałej postaci i takich pięknych włosów.
             Zaraz przyszło jej na myśl, że tylko taką mamę – która wyglądałaby tak, jak ta
             oto kobieta – warto byłoby mieć.
                 Jak zahipnotyzowana przyskoczyła do chłopki, złapała ją za fałdę jej długiej,
             szerokiej spódnicy, pociągnęła i zawołała:
                 – Chcesz być moją mamą? Mogę ci pomagać zmywać naczynia… szorować
             podłogę…
                Zanim Binele zdołała wyliczyć wszystko, co potrafiła robić, ta dała jej klapsa
             w rękę, tak jak daje się klapsa wczepionemu w ubranie kotkowi, żeby się odcze-
             pił, po czym dalej uwijała się przy swoim koniu i wozie. Najwidoczniej dopiero co
             przyjechała na targ. Wyprzęgła konia, obróciła go głową do wozu, przywiązała
             do dyszla i powiesiła mu worek owsa na szyi. Potem zaczęła krzątać się przy
             bańkach i koszach, które przywiozła na jarmark.
                 Binele stała w miejscu jak przygwożdżona. Ta wspaniała chłopka handlowała
             masłem, śmietaną, twarożkiem i białym serem. Masło, twarożek i ser były tak
             białe, jak wapno i kreda, którymi Binele napychała sobie usta u ojca w sklepie,
             kiedy była głodna. O ile jednak wapno i kredę zjadała, nie zważając na to, jak
             smakują, to masło, twarożek i biały ser były dla niej rajskimi przysmakami.
             Wiedziała to, bowiem w dni targowe podkradała się zawsze do chłopskich wo-
             zów drabiniastych i zlizywała ze szczebli rozlaną śmietanę lub twarożek, oraz
             oblizywała duże, zielone liście, w które chłopi zawijali masło i wyrzucali często,
             zamieniając na świeże.
                 Kiedy Binele jak oczarowana przyglądała się chłopce i jej wozowi, kobieta
             odwróciła głowę w stronę pompy wodnej i zawołała śpiewnym głosem:
                 – Jadwisiu! Gdzież ty się, cholero, podziewasz?
                Binele dostrzegła dziewczynkę, która zbliżała się od pompy, niosąc dzba-
             nek wody. Dziewczynka miała cienkie, jasne warkoczyki, również przewiązane
             czerwonymi wstążkami, a na szyi nosiła sznur małych, czerwonych paciorków
             z drewnianym krzyżykiem pośrodku. Wszystko to razem z jej barchanową sukien-
             ką sprawiało, że wyglądała bardzo odświętnie. Gojka przykazała dziewczynce,
             żeby się nie wybrudziła, bo już jej więcej nie zabierze ze sobą na rynek, po czym
             zabrała się do zachwalania i oferowania przywiezionych towarów ludziom, którzy
             kręcili się pomiędzy chłopskimi wozami.
                 Serce Binele zalała gorąca fala radości. Oto stała przed nią dziewczynka,
             która miała tak wielkie szczęście – wspaniałą matkę z wozem pełnym twa-
             rożku, śmietany i sera. Binele mogła przyglądać się temu wszystkiemu, jak
             długo miała ochotę. Nikomu przecież nie przyjdzie do głowy, by ją zbić za samo
             patrzenie, będzie więc tu tak sterczała cały dzień, nie odrywając oczu od tego
             zapierającego dech w piersiach widoku. Postanowiła, że kiedy matka z córką
             odjadą, pójdzie za nimi, dowie się, gdzie mieszkają i będą już na zawsze należały
             do niej.                                                              197
   192   193   194   195   196   197   198   199   200   201   202