Page 183 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 183

– Nasz nieszczęśliwy Pan Jezus! – wybuchnęła płaczem jakaś dziewczynka.
                 – Nie chcę być waszym Jezusem! – rozkrzyczał się zrozpaczony Jankew.
                 – Musisz! Jesteś Żydem! – jakiś szajgec zaśmiał się nieprzyjemnie, a kilka
             dziewczynek rozpłakało się.
                 Jankew próbował wyrwać się z trzymających go rąk, lecz dłoń Długiego Stefka
             zaciskała się na jego ramieniu niczym stalowa obręcz. Zdołał jednak uwolnić
             rękę i z całych sił szarpnął się do tyłu. Stefek kopnął go.
                 – Dlaczego mnie kopiesz? – Jankew wrzasnął z bólu.
                 – Pana Jezusa też kopano, gdy szedł drogą… – wyjaśnił spokojnie Stefek
             i splunął mu w twarz. – A tobie nie wolno wyrywać się z moich rąk.
                 – Tak… Ty idziesz teraz drogą na… – wyszeptał łagodnie Bronek, pochylając
             się do ucha Jankewa, po czym odwrócił głowę i ssąc gałązkę, szukał oczyma
             swojej starszej siostry, Marysi. – Jak… jak się nazywa… ta droga? – zapytał.
                 Marysia podeszła bliżej, ocierając łzę z policzka.
                 – Ta droga nazywa się Golgota.
                 – Golgota! Golgota! – rozkrzyczała się przeraźliwie cała gromada.
                 – Trzeba mu już zrobić krzyż… Musi dźwigać krzyż na plecach! – zawołało
             któreś z dzieci.
                 Jedna z dziewczynek pociągnęła Stefka za rękaw i stłumionym z napięcia
             głosem zawołała:
                 – On musi mieć koronę cierniową… I musi upaść i podnieść się, a potem
             znowu upaść!
                 – Osty! Szukajcie ostów! – zawołał Stefek, ściągając Jankewowi z głowy
             czapkę i jarmułkę.
                 Dzieci rzuciły się do pobliskich krzaków, zrywały rzepy i obrzucały nimi głowę
             Jankewa. Cała procesja zatrzymała się. Gdy jedna z dziewczynek nalegała, by
             włożyć mu na głowę starannie upleciony wianek z ostów, Jankew zaczął wy-
             rwać się z trzymających go rąk i gwałtownie kręcić głową we wszystkie strony.
             Tymczasem paru szajgeców wdrapało się na sosnę stojącą pośrodku pola.
             Ułamali dwie duże gałęzie, po czym zabrali się za obrywanie bocznych gałązek
             i igieł. Widząc, że są zajęci, Jankew chciał wykorzystać sposobność i próbował
             uciec, lecz Stefek i dwóch innych chłopców trzymali go mocno. Rozpłakał się
             więc tylko żałośnie, a stojące wkoło niego dzieci zawtórowały mu głośnym la-
             mentem.
                 Jankew poczuł na ramieniu czyjąś dłoń.
                 – Nie wolno ci płakać – wyszeptał Bronek, z trudem powstrzymując łzy. –
             Pan Jezus musi litować się nad innymi, ale nie nad sobą. On… on też nie płakał,
             kiedy szedł… Musisz modlić się za nas… I za mnie też… Jestem twoim najlepszym
             przyjacielem, nie wolno ci o tym zapomnieć i… – Bronek odwrócił głowę do swojej
             siostry. – Co Pan Jezus powiedział do ludzi, którzy go katowali?
                 – Pan Jezus powiedział: „Przebacz im, Boże, bo nie wiedzą, co czynią” – od-
             powiedziała Marysia. Podeszła do Jankewa i pogładziła go po plecach.  183
   178   179   180   181   182   183   184   185   186   187   188