Page 188 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 188
4
I rzeczywiście tak się stało, że drobny incydent zepsuł Hindzie Pesach – po-
sprzeczała się mianowicie o głupstwo ze swoją przyjaciółką, Dziobatą Nechlą.
Swoją drogą właśnie dzięki temu łatwiej było jej znieść doskonałe piękno tego
świątecznego dnia. Zaraz po śnieżnej wigilii Pesach nastała śliczna pogoda.
Zrobiło się tak ciepło, że śnieg momentalnie stopniał i wszystko wkoło szybko
obeschło. Słońce świeciło mocno, a niebo było lazurowe i bezchmurne. Pąki
kwiatów bzu, wiśni i jabłoni rozwinęły się na nowo i rozsiewały wokół wspaniałe
wonie. Nieprzyjemny zapach nawozu, którym użyźniono pola, zdążył się już zupeł-
nie rozwiać. Bociany latały tak wysoko, że przywodziły na myśl motyle lub krążyły
leniwie ponad dachami, jak gdyby brały przykład z mieszkańców sztetla, którzy
wypoczęci i w świątecznych nastrojach, przechadzali się po ulicach, gawędząc
i wietrząc głowy z codziennych trosk.
Wszyscy korzystali z pięknej pogody. Ci, którzy nie spacerowali, siedzieli
na progach domów na wyniesionych w tym celu poduszkach. Park obok placu
targowego był pełen chasydów. Niektórzy z nich stali i rozmawiali w grupkach,
inni okupowali ławki pod kasztanowcami.
Hinda wzięła za ręce swoje córki, Gitlę i Szejndlę, po czym ruszyła w odwiedzi-
ny do Dziobatej Nechli, która mieszkała przy placu targowym. Obie dziewczynki
wystrojone były w uszyte przez Hindę sukienki z kretonu, a we włosach miały
wpięte kokardy ze wstążek, jakie sprzedawała w swoim sklepiku.
Dziewczęta pobiegły do swoich przyjaciółek, bawiących się w berka na wy-
sprzątanym placu. Synowie Hindy, Szolem i Jankew, kręcili się po parku pośród
chasydów i młodzieńców z bejt midraszu. Dziobata Nechla wyniosła z domu
długą poduszkę i położyła ją na progu, po czym obie kobiety usadziły się, by
pooddychać świeżym powietrzem i poprzyglądać się spacerowiczom.
Przed nimi przechadzali się powoli mężczyźni w swoich odświętnych, czarnych
kapotach, spod których wystawały białe kołnierze koszul. Młodzieńcy z bogatych
domów kroczyli parami lub trójkami, wystrojeni w atłasowe kapoty przewiązane
w pasie jedwabnymi sznurkami. Za nimi spacerowały kobiety w sukniach ozdo-
bionych falbanami i koronkami. Starsze miały na głowach tradycyjne chusty lub
czepki, młodsze – modne peruki przystrojone ozdobnymi siateczkami i różnego
rodzaju strojnymi szpilkami. Suknie kobiet z bogatych rodzin, uszyte z imitacji
perskich materiałów – dopasowane w stanie, gęsto marszczone na biodrach
i spływające gęstymi fałdami aż do kostek – falowały i szeleściły przy każdym
kroku. Niektóre kobiety miały też na sobie aksamitne kaftaniki, przyozdobione
ślubną biżuterią.
– Widzisz tę biżuterię, Hindo? – zapytała Nechla, patrząc na wystrojone
spacerowiczki i szturchając Hindę łokciem. – To są takie szpilki, którymi kłuje
się w oczy biednych ludzi.
188 – Śmiej się z tego, Nechlo – Hinda pogładziła kolano przyjaciółki. – Pomyśl