Page 187 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 187
Wjechali na rynek. Reb Fajwel wskazał biczem na sklepy.
– Widzisz, twoja matka już zamknęła sklepik. Pewnie krząta się już, przy-
gotowując seder. Tu cię wysadzę. – Jankew zrezygnował z zadawania dalszych
pytań. Teraz nie było na to czasu. Wyskoczył z bryczki i podziękował reb Fajwelowi,
życząc mu na pożegnanie dobrego Pesach. – Zaczekaj! – reb Fajwel przywołał go
z powrotem, jak gdyby sobie o czymś przypomniał. – Pozwól, że dam ci prezent
z okazji święta – pochylił się do obsypanego mącznym pyłem worka, który stał
z tyłu bryczki.
– Dziękuję, pięknie dziękuję! – Jankew energicznie pokręcił głową, machając
przy tym obiema rękoma, jak gdyby chciał się bronić. – Ja już dzisiaj dostałem
od was mój prezent!
– Nie bądź takim mądralą. Co to ma znaczyć? Nie weźmiesz ode mnie trochę
mąki na macę? – Reb Fajwel udawał, że się złości.
– Mąka na macę! – Jankew poczerwieniał. – A to owszem, reb Fajwelu –
wyjąkał. – Mama będzie w siódmym niebie.
Reb Fajwel wyciągnął ze skrzyni za siedzeniem pogniecioną papierową torbę
i napełnił ją mąką.
– Masz, weź i świętuj wesoło Pesach razem z rodziną! – zawołał, wręczając
torbę Jankewowi, po czym otrzepał ręce, wyprostował się i popędził biczem konia.
Jankew puścił się biegiem w kierunku domu. Nic go nie bolało. Całe jego
poranione i posiniaczone ciało śpiewało teraz z radości. W końcu doczekał
się tego, że sam przyniesie coś do domu… dołoży się do świętowania Pesach.
Zdawało mu się, że przeżytymi tego dnia godzinami bólu i łez zapłacił za ten
prezent dla matki. Od niej nauczył się przecież, że reb Fajwel oprócz tego, iż był
zwykłym młynarzem, mógł być również wysłannikiem Rebojne szel Ojlem, który
go uratował i nagrodził. Kiedy mijał dom Mańki Praczki, przysiągł sobie, że nigdy
więcej nie zamieni ani słowa z jej dziećmi.
Wpadł do domu i zanim Hinda, która akurat rozkładała szmaty na wyszoro-
wanej podłodze, zdołała wypowiedzieć słowo, zawołał:
– Mamusiu, zobacz co mam! Mąkę na macę! Pełna torba od reb Fajwela
Młynarza… To prezent dla ciebie na Pesach! Tylko jarmułkę i czapkę… porwał
mi wiatr… I reb Fajwel pożyczył mi swoją chustkę…
Zaskoczona Hinda otarła brzegiem fartucha spoconą twarz.
– Rebojne szel Ojlem! Jankewie! Toż Gitla i Szejndla szukają cię po całym
mieście! – Przypadła do niego i porwała w ramiona. – Dzięki Bogu, jesteś już
tutaj. Drżałam ze strachu przez cały dzień, że coś zepsuje nam seder. Serce
matki jest takie niemądre…
– Nie jest niemądre… – miał już na końcu języka, by opowiedzieć jej, co go
spotkało, lecz zrezygnował. Wiedział, że najmniejsza drobnostka mogła zepsuć
matce świąteczny nastrój.
187