Page 181 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 181

– I ja też ci coś dam – wyjąkał niepewnie przyjaciel Jankewa, Bronek.
                 – I ja też! – przyjaznym tonem dodała starsza siostra Bronka, Marysia.
                 – Ja też! Ja też! – rozkrzyczały się inne dzieci.
                 Jankew zobaczył oczyma wyobraźni, jak wręcza matce parę kawałków węgla,
             kapustę i inne podarunki, które dostanie od swoich przyjaciół na Pesach i pozwolił,
             żeby pociągnęły go ze sobą. Jednak ku jego zdumieniu, dzieci nie poprowadziły go
             boczną ścieżką do wsi, lecz maszerowały dalej, w stronę szerokiej topolowej alei.
                – Dokąd idziemy? – zapytał Długiego Stefka, który trzymał się w jego pobliżu.
                – Zakopaliśmy cały ten skarb w brzozowym lasku. – Stefek spojrzał na swoich
             towarzyszy, którzy w milczeniu pokiwali głowami. – Tam damy ci te wszystkie
             dobre rzeczy i jeszcze więcej.
                 Nagle cała ta sprawa wydała się Jankewowi podejrzana i zaczął żałować, że
             dał się im namówić.
                 – Muszę wracać… – wybąkał. Paliła go jednak ciekawość i dalej kroczył razem
             z nimi. – Dzisiaj jest u nas wigilia Pesach – wyjaśnił. – Mam dużo do zrobienia.
                 – U nas też jest jutro Pascha – uspokoił go Stefek. – My też musimy się
             przygotować.
                Wciąż jednak otaczająca Jankewa gromada dzieci wydawała mu się podej-
             rzana. Ciągle szeptały coś między sobą i co chwilę któreś z nich znikało w jakiejś
             stojącej na poboczu chacie, by potem dogonić resztę ze sznurkiem lub szmatami
             w rękach. Jankew przepchał się do swojego przyjaciela, Bronka.
                 – Po co ten sznur… i te wszystkie rzeczy? – zapytał.
                 Pucołowaty szajgec uśmiechnął się ciepło. Patrząc na Jankewa smutnymi,
             niebieskimi oczami, położył dłoń na jego ramieniu i odpowiedział przyjaznym
             tonem:
                 – To dla ciebie…
                Kroczyli coraz szybciej. Dzieci maszerowały w napiętym milczeniu, posapując
             ciężko i nie spuszczając Jankewa z oczu.
                Jankew czuł się coraz bardziej nieswojo. Otulił się szczelniej chałatem,
             chroniąc się przed zimnym wiatrem wiejącym spomiędzy topoli. Jednocześnie
             słyszał, jak jakiś głos w jego głowie pytał: „Oto ogień i drwa, a gdzież jagnię na
             całopalenie?” . Czy szajgece mieli zamiar go zabić? Pewnie tak… Inaczej prze-
                         15
             cież nie szeptaliby tak między sobą, w tajemnicy przed nim. Dał się im zwieść.
             Chcieli go zaprowadzić do brzeziny i tam zabić. Zabić? Czy Bronek, który szedł
             zaraz obok niego taki smutny i z takim zapałem ssał gałązkę, zabije swojego
             najlepszego przyjaciela? Tak, zabije! – odpowiedział głos w jego głowie i Jankew
             zdumiał się, że był tego tak pewien. Jak doszło do tego, że podejrzewał Bronka
             o coś takiego? Już choćby za to zasługiwał na śmierć, bo przecież nie wolno źle
             myśleć o przyjacielu.



             15   1 Księga Mojżeszowa rozdział 22,7, tł. Izaaka Cylkowa.           181
   176   177   178   179   180   181   182   183   184   185   186